sobota, 13 lipca 2013

Eight

-Proszę.
Podałam Justinowi kubek z herbatą. i usiadłam obok niego na kanapie.  Mimo późnej godziny nie czułam zmęczenia. On najwidoczniej też nie. Przez pewien czas siedzieliśmy w ciszy. Jego obecność naprawdę mi pomagała i w pewien sposób uspokajała. Mówiąc mu to wszystko poczułam ulgę. Kiedy obiecał, że mi pomoże nareszcie uwierzyłam, że są ludzie, którym zależy na tobie. Po prostu nie pojawiają się od razu.
-Mógłbyś zaśpiewać mi jeszcze raz swoją piosenkę? - zapytałam przerywając ciszę miedzy nami.
-Co?
-Proszę! Myślę, że chyba wiem co dalej dodać, ale nie jestem pewna.
-That we can't go nowhere but up
From here, my dear
Baby, we can go nowhere but up
Tell me what we've got to fear

- We are taking to the sky, pass the moon to the galaxy...as long as you with me baby.
Justin przez chwilę jakby przemyślał mój wers. 
-To jest świetne. Powinnaś ją dokończyć ze mną.
-Żartujesz sobie? 
- Dokończysz ją ze mną i koniec. Może nie dziś, ale jesteś już zobowiązana Demetria.
-Przestań nazywać mnie pełnym imieniem.
-Dlaczego? Lubię je. 
Lekko się zaśmiałam. Nie wiem co takiego fajnego było w moim imieniu. 
-Kojarzysz Emmę? Przyjaciółka Lilly.
-Tak, a co?
-Pytała się mnie czy masz parę na bal- odpowiedziałam ledwo powstrzymując śmiech.
-Co?
-To co słyszałeś- ciągle chichotałam na to wspomnienie- podejrzewam, że ona jak i reszta na ciebie leci. 
-Co mogę poradzić na to, że jestem seksowny...
-Nie wierzę, że to właśnie powiedziałeś.
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Pierwszy raz czułam się dobrze w czyjejś obecności.
-Wiesz jeśli Jensen Cię nie przerosi to ja się z nim rozprawię - powiedział już zupełnie poważnie Justin.
-Ale to ja powinnam go przerosić...
-Nie masz za co. I to on jest facetem więc powinien przerosić.
Milczeliśmy przez kilka minut. Sama nie widziałam jak sprawa z Jensenem się potoczy i czy jakimś cudem coś jeszcze z tego będzie. Ja nie miałam odwagi do niego napisać/zadzwonić/spotkać się.
-Chodź pewnie jesteś zmęczona- Justin stał przede mną. Nawet nie zauważyłam kiedy wstał. Miał rację. Jak zawsze z resztą. Wszechwiedzący Justin Bieber.
Wstałam i poszłam za nim do mojego pokoju. Poczekał aż załatwię swoją wieczorną toaletę i przebiorę się w piżamy. Kiedy ułożyłam się  wygodnie w łóżku, Justin do mnie podszedł i pocałował w czoło.
-Śpij dobrze.
-Nie zostaniesz tutaj?
-Prześpię się na kanapie.
-Ale możesz zostać ze mną. Będzie mi milej...
Po chwili Jus był obok mnie, ale nie wszedł pod koc. Pewnie miał zamiar poczekać aż zasnę, a potem sobie iść. Wlepiłam wzrok w sufit i czułam jego spojrzenie na sobie. Czułam się dość niezręcznie i jednocześnie nie przeszkadzało mi to. Ludzie mogliby powiedzieć, że jestem bipolarna czy coś.
Nagle twarz Justina pojawiła się nad moją. Moja twarz pewnie wyglądała mniej więcej jak co-ty-do-cholery-robisz-Bieber.
-Ufasz mi?
-Już mówiłam, że tak, ale o co...
Nie dokończyłam bo Justina wargi dotknęły moich.Nie wiem czy to przez to, że nie do końca jeszcze ogarnęłam co się dzieje czy to przez to coś co mnie ciągnęło do niego, ale zaczęłam oddawać pocałunek. jego usta były miękkie i "smakował" jeszcze owocową herbatą, którą m przygotowałam. Kiedy lekko rozchyliłam wargi, on nie marnował czasu i wsunął swój język, który po chwili złączył się z moim. Jeśli miałabym wybierać najbardziej niesamowity moment w życiu to właśnie ma pierwsze miejsce. Przez  to, że to ja byłam ta niedoświadczona pozwoliłam mu to wszystko "przeprowadzić". Zaczęło mi brakować tchu więc delikatnie się od niego odsunęłam i przerwałam pocałunek. Nasze oddechy były nierówne. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dłuższą chwilę po czym opadł obok mnie na łóżku.
-Chciałem mieć pewność, że osoba, która pierwszy raz Cię pocałuje będzie tą, której na prawdę na Tobie zależy.
Ja zaniemówiłam. Bo co miałam powiedzieć? Dziękuje? Do końca jeszcze chyba nie ogarniałam co przed chwilą się stało.
-Powiedzmy, że to przyjacielska przysługa. I to zostaje między nami,ok?
Tylko kiwnęłam głową na potwierdzenie. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam nawet na niego spojrzeć.
-Dobranoc Dems.
Jednak wyszedł z pokoju.
***
Mógłby być lepszy i dłuższy.
Po co ja mam się starać jak wy i tak macie to w dupie i mnie olewacie.
Dziękuje jeszcze raz Pauli za szablon :) x

niedziela, 23 czerwca 2013

Seven

Budzik był dzisiaj wyjątkowo wkurzający. Ale byłabym bardziej zła, gdyby nie fakt, że dziś znowu mam zobaczyć się z Jensenem. Wyszłam z łóżka i leniwym krokiem ruszyłam na dół do kuchni. 
-Dzień dobry- usłyszałam szorstki głos mamy. Ona chyba już nawet nie stara się być dla mnie miła. 
-Dobry - odpowiedziałam siadając na kanapie w salonie. Stanęłam na Comedy Central, gdzie leciały stare odcinki Jak poznałem waszą matkę.
-Wychodzisz, gdzieś dzisiaj?
-Możliwe- odpowiedziałam obojętnie próbując skupić się na serialu.
-Opowiedz normalnie! - tutaj już uniosła głos. 
-Tak, wychodzę. 
-Ja wyjeżdżam na cały weekend. Lilly śpi u dziewczyn. 
-Znowu wyjeżdżasz? Gdzie?
-Nie interesuj się wszystkim. Powinnam być w poniedziałek rano. Zostawiam Wam pieniądze. Powiedz Lilly, że bez żadnych imprez. 
Nie zdążyłam nic powiedzieć. bo złapała torbę, której wcześniej nie widziałam i wyszła. czy jest ktoś na tym świecie kto ma mniej życia towarzyskiego niż ja?
Po obejrzeniu trzech kolejnych odcinków serialu, stwierdziłam, że czas się ogarnąć. Wzięłam długi odprężający prysznic. Po wyjściu z kabiny owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam szczotkować zęby.
Po tej czynności wysuszyłam włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Ubrałam się i poszłam do mojego pokoju. Nałożyłam lekki makijaż i akurat usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam po schodach o mało co się nie przewracając.
-Cześć - powiedziałam kiedy tylko zobaczyłam Jensena.
-Ktoś tu ma dobry humor- przywitał mnie buziakiem w policzek na co od razu się
zarumieniłam.
-Co dziś robimy? - zapytałam chyba ze zbyt dużą ekscytacją w głosie. 
-Przyznam się bez bicia, że w sumie nic szczególnego nie planowałem- opowiedział zmieszany co wyglądało uroczo. 
-To nic, w sumie jestem sama więc możemy tutaj zostać i coś obejrzeć. 
Wpuściłam go do środka i pokierowałam do salonu. Po długim wybieraniu filmu zdecydowaliśmy się na Ostatnią Piosenkę. Wiedziałam, że poszedł mi na rękę kiedy zaczęłam marudzić, że to jeden z moich ulubionych. Usadowiliśmy się wygodnie na kanapie. Mimo że próbowałam zachować pewien dystans, to Jensen ciągle się przybliżał, aż otoczył mnie swoim ramieniem. Starałam się siedzieć tak, aby żadna z moich blizn nagle nie wyszła na wierzch i czegoś nie popsuła. Odległość między nami była minimalna, żeby nie powiedzieć zerowa. Może było miło, ale nie do końca komfortowo. Przecież nie jesteśmy razem, ani z tych rzeczy. 
Wiedziałam, że chłopak przygląda się mi, a nie skupia się na filmie już od kilku minut. 
-Jesteś taka piękna - powiedział w końcu. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak czerwona teraz byłam. Jensen lekko pochylił się w moją stronę. Myślę, że panika to za małe słowo, aby opisać to co się teraz dzieje. 
1. Nigdy się nie całowałam.
2. Nie wiedziałam czy to ten właściwy, bo mój pierwszy pocałunek miał być przecież wyjątkowy.
3.Nawet nie jestem z Jensenem.
Była tylko jedna rzecz, którą mogłam zrobić. 
Twarz chłopaka od razu się skrzywiła, co wyglądało dość zabawnie. Tak dokładnie kaszlnęłam mu prosto w twarz. 
-Bardzo Cię przepraszam Jensen- powiedziałam najsłodszym tonem na jaki mogłam się zdobyć, ale chyba to nie wystarczyło.
-Oszalałaś? Przecież ty mi prawie naplułaś prosto w twarz!
Wstał z kanapy, wycierając twarz o swoją koszulkę. Czy powiedzenie, że robiłam to w obronie własnej byłoby właściwe? Teraz czułam się jak najbardziej tępa osoba na świecie. Mogłam to zrobić. Chociaż jedną rzecz bym miała za sobą. Mogę jedynie obwiniać siebie. Zakryłam twarz w dłoniach i usłyszałam tylko jak Jensen opuszcza mój dom. Przez to, że tyle myślę niszczę wszystko wokół. Obwiniam zawsze za wszystko moją rodzinę, ale może to ja jestem tu jednym winnym? Przecież to ja odpycham ludzi. Ja jestem beznadziejna. Ja jestem gruba. Ja wyglądam jak wyglądam. Nikt za mnie tego nie robi. Jestem jedyną, którą tu trzeba obwiniać. I należała mi się za to kara. Zasłużyłam sobie na tyle cierpienia. Jestem nawet na tyle beznadziejna i tchórzliwa, że nie potrafię tego skończyć. Zasłużyłam sobie na wszystko co mnie spotkało.
Nie kontrolowałam łez, które spływały mi po twarzy niszcząc makijaż. 
Pukanie do drzwi.
 Nie chciałam nikomu otwierać, ani nie miałam ochoty już nikogo. Była tylko jedna rzecz, którą chciałam dziś zrobić, potem po prostu zasnąć. 
Ale pukanie nie ustąpiło. 
Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez tak zwanego judasza. 
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Byłam wystraszona, że akurat teraz przyszedł. Po tym co się stało. Ale też  poczułam się lepiej, że mógłby być tutaj przy mnie. Własnie teraz. Osunęłam się po drzwiach i wiedziałam, że  płaczę głośniej, ale tego nie kontrolowałam. Chciałam odejść od drzwi, pójść do pokoju i to zrobić. jak prawie każdego wieczoru. Ale coś mi nie pozwalało. 
Czułam jak przesuwam się lekko razem z drzwiami. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Mimo wszystko on usiadł obok mnie. Nie oczekiwał niczego. Jak zawsze. Chciał po prostu przy mnie być. otoczył mnie swoimi ramionami, a ja znów głośno płakałam. Ogarnął kosmyki włosów z mojej twarzy, które wydostały się z mojego kucyka. Ocierał moje łzy kciukami, które nieustanie spływały po mojej twarzy. Mój płacz uspokoił się po paru minutach. Nadal byłam w objęciach Justina. Kiedy pocałował mnie w czubek głowy musiałam mocno zacisnąć powieki, aby kolejne łzy nie wydostały się z moich oczu. Odważyłam się na niego spojrzeć. Miał łzy w oczach. Myślał, że jest bezradny. A tak na prawdę dziś mnie powstrzymał od Tego. 
-Proszę zostań ze mną- wyszeptałam znów się w niego wtulając. 
-Jesteś pewna, że tego chcesz? 
-Potrzebuje Cię. 
Jus mocniej mnie przytulił. Pierwszy raz w życiu czułam się bezpieczna. Własnie w tym momencie zrozumiałam, że mu ufam. 
-Chodź pewnie jesteś zmęczona- powiedział pomagając mi wstać, ale nadal mnie przytrzymując jakbym miała się nagle złamać.
-Nie jestem. 
Mimo to, Justin ruszył do mojego pokoju ciągle trzymając mnie w pasie. Usiadłam na łóżku, a Justin obok mnie cały czas dokładnie mnie obserwując swoim smutnym wzrokiem. 
-Przepraszam- wyszeptałam na co chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. 
-Niby za co?
-Za to, że cię odrzucałam, krzyczałam, nie odzywałam się, uciekałam...
-Nawet przez sekundę się na ciebie nie złościłem więc nie mam pojęcia czemu za to przepraszasz. 
-Ale też dziękuje. Za dzisiaj i za każdy raz kiedy starałeś się do mnie dotrzeć. 
Na jego twarz wkradł się lekki uśmiech przez co również się uśmiechnęłam. 
Pierwszy krok do wyzdrowienia: przyjąć pomoc.
-Dasz sobie pomóc? - zapytał jakby czytając mi w myślach.
-Postaram się. 
-Ale wiesz, że jeśli mam ci pomóc to muszę wiedzieć co się dzieje. Oczywiście nie naciskam, jeśli potrzebujesz czasu to poczekam. 
-Nie jest okey. Tylko sama nie wiem od czego powinnam zacząć...
-Najlepiej od początku, małymi kroczkami. 
Zaczęłam od rozwodu rodziców, aż do dzisiejszego wieczoru. Justin przez cały ten czas uważnie mnie słuchał. Nie przerywał mi. Patrzył na mnie ze smutnym wyrazem twarzy za każdym razem kiedy wspominałam o samookaleczeniu i głodzeniu się. Kiedy skończyłam, Justin się nie odezwał. 
-Oddałbym wszystko, aby być przy tobie przez te wszystkie lata. Niczym sobie nie zasłużyłaś na coś takiego i nie masz prawa tak myśleć. jesteś piękna i warta więcej niż każdy idiota na tym świecie, który kiedykolwiek pozwolił sobie powiedzieć coś złego na twój temat. Uwierz mi są ludzie dla których jesteś idealna, jesteś spełnieniem marzeń rozumiesz? Będę tu dla ciebie już zawsze i nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Będę starał się uczynić twoje życie trochę lepszym. Musisz mi uwierzyć, że będzie tylko lepiej. Nie pozwolę wyrządzić ci już sobie żadnej krzywdy. Naprawię Cię. Obiecuje. 

***
Sama płakałam jak pisałam wypowiedź Justina. 
Te słowa są w pewnym sensie napisane ode mnie dla Was. 
Rozdział miał być wczoraj, ale nie byłam w stanie dokończyć go, ponieważ byłam zbyt wstrząśnięta tragedią w rodzinie Demi. 
Kocham Was xx
PS Następny powinien pojawić się w tygodniu :) 

sobota, 15 czerwca 2013

Six

-Demi coś się stało?
Usłyszałam ten łagodny ton matki zza drzwi. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Czułam jak wszystko dookoła  mnie irytuje, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
-Demetria Devonne otwieraj drzwi!
Wstałam z łóżka i przekręciłam kluczyk. Nie minęła sekunda a przede mną stała mama.
-Coś się stało?
O teraz obudził się w niej matczyny instynkt.
-Daj mi spokój - wybąkałam i minęłam ją. Wybiegłam z domu mając nadzieje, że ona nie wybiegła za mną czy coś.
Bo przecież łatwiej jest uciec niż spróbować.
Nie wiem jak daleko byłam od domu. Szłam przed siebie i pozwalałam, żeby łzy spływały mi po policzkach. Pewnie dawałam kolejny powód do śmiechu innym ludziom. Było mi już bez różnicy. Tak myślę. I tak się śmieją. Jestem na to skazana.
Zaczynało się ściemniać. Patrząc na siebie mogę ze spokojem stwierdzić, że nie padnę ofiarą gwałtu czy coś. Przysiadłam na krawężniku i popatrzyłam w niebo. Ten moment jest jednym ze spokojniejszych w moim życiu.
-Przepraszam, nic ci nie jest?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą wysokiego bruneta.
-Nie, nic się nie stało- wybąkałam bardziej do siebie niż do niego. Dlaczego on w ogóle się przejął.
-Można się przysiąść?- najwidoczniej nie czekał na moją odpowiedzieć. Usiadł zachowując pewien dystans.
-Chusteczkę? - spojrzałam na jego dłoń, w której trzymał opakowanie chusteczek. Wyciągnęłam jedną i lekko się uśmiechnęłam od mojego towarzysza.
-Dziękuje.
-Chłopak?- zapytał kiedy otarłam ślady płaczu z mojej twarzy.
-Nie do końca.
-Ale jednak- odpowiedział z uśmiechem, który był zarażający. Odwzajemniłam gest. Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzałam. Miał piękne błękitne oczy, jego włosy były w ładnym nieładzie. O ile istnieje coś takiego.
-Jensen- wyciągnął do mnie rękę.
-Demi- lekko ścisnęłam jego dłoń, ale zaraz potem puściłam.
-Chodź zabiorę cię na kawę, pewnie zmarzłaś.
-Nie, nie trzeba.
-Nie daj się tyle prosić, Demi.
-No niech będzie.
***
-Awww nasza Demi ma randkę - zagruchała mi Sophie do telefonu.
-Jeju Sophie, spokojnie. Po prostu się widzimy jak zwykli znajomi i tyle. Znamy się dopiero kilka dni.
-Tak, tak mów co chcesz- powiedziała śmiejąc się.
-Ok, kończę.
-Tylko zadzwoń jak wrócisz!
Rozłączyłam się mimo, że Sophie pewnie nie skończyła. Przebrałam się i zeszłam na dół. Jak zwykle pusto. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, uśmiechnęłam się sama do siebie. Jednak kiedy otworzyłam drzwi mój uśmiech, gdzieś zniknął. Nie była to osoba, którą chciałam zobaczyć.
Wyglądał jakby własnie kamień spadł mu z serca.
-Hej- mruknął nieśmiało co było do niego nie podobne. Gdzie ten rozgadany Justin?
-Cześć. Przepraszam, ale nie bardzo mam czas.
-Chciałem się tylko...upewnić czy nic ci nie jest. Nie było cię w szkole parę dni i ...
-Nie kończ, nie potrzebuje nagle litości.
-O co ci chodzi?
-O nic. Nieważne. Musisz już iść.
-Demi proszę...
-Hej wszystko w porządku?
Na ten głos ja i Justin spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Jensen stał na werandzie mojego domu widocznie zdziwiony.
-Tak jest ok. Do widzenia, Justin.
Zamknęłam drzwi i wyminęłam chłopaka podchodząc do Jensena. Ten objął mnie w pasie i odeszliśmy zostawiając Biebera samego.
***
Mijały kolejne dni a z Jensenem robiło się coraz "milej" jeśli wiecie co mam na myśli. Justin jak zawsze nie chciał dać za wygraną, ale udawało mi się go unikać. Co nie było łatwe.
-Jesteś pewna, że nie chcesz iść na bal? - wypytywał mnie Jensen przez telefon.
-Tak jestem pewna.
-No okej, ale nie pozwolę ci tak siedzieć w domu, jasne?
-No dobra- zachichotałam jak te głupio zakochane nastolatki w filmach.
Demetria co się z tobą dzieje?
- Zadzwonie jutro, dobra?
-Pewnie.
-Słodkich snów, piękna.
Poczułam jak policzki, aż mi płoną.
-Dobranoc, Jensen.
Rozłączyłam się i ułożyłam wygodnie w łóżku.
Z jednej strony cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak Jensen. Oczywiście niczego o mnie nie wie więc może dlatego mnie lubi? No, bo chyba lubi tak? Nie był z mojej szkoły i nie oceniał mnie jak wszyscy inni. Był opiekuńczy, kochany i słodko się uśmiecha. No i po prostu jest...
Bałam się. Oczywiście. Bo co jeśli mu zaufałam zbyt szybko? Nawet Justina nie chciałam do siebie dopuścić...
No własnie. Justin. Unikałam go jak ognia. A to tylko dlatego, że jestem tchórzem, bo nie potrafię z nim porozmawiać.A w pewnym sensie czułam jak go potrzebuje. Jak potrzebuje jego nachalności. Jak potrzebuje tego w jaki sposób się troszczy i martwi. Gdzieś tam głęboko ufałam mu. Czułam to. Ale nie wiem czy jestem gotowa kogoś wpuścić tutaj, do tej ciemnej rzeczywistości.
***
Demetria co ty w ogóle wyprawiasz jak ty masz być z Justinem!

"Dziewczyna znika na ponad miesiąc i daje takie szito"
No to chyba wróciłam. Tak sądzę. Wiecie różnie to ze mną bywa. Chciałam Wam nareszcie przedstawić Jensena wooooo.
Chciałam bardzo przeprosić za moją nieobecność, że pousuwałam wszystkie blogi, twittera. Co i tak przywróciłam po jakimś czasie, bo jestem przywiązana do Was. Nigdy nie miałam tak cudownych czytelników jak WY.
Miałam odejść i co prawda tamte dwa blogi nie wrócą, ale o tym zaraz.
Nie potrafiłam zostawić Was z niczym. Myślałam o tym, że może jednak komuś zrobi się chociaż troszeczkę smutno jeśli nic się nie potoczy. Dlatego zasiadłam przed komputerem i przywróciłam własnie to opowiadania jak i twittera.
Chcę tutaj przeprosić czytelników Janell. Nie mam zamiaru tego przywracać. Robiły się z tego flaki z olejem i naprawdę już nie miałam pojęcia jak to dalej rozwinąć. Byliście ze mną rok i dziękuje Wam bardzo za to. Nawet nie macie pojęcia jak bardzo. Jeśli będziecie chcieli to przywrócę go, ale samą pierwszą część.A może ktoś z Was chcę dalej o nich pisać? Mogę go oddać w dobre ręce, na prawdę. Sama chętnie poczytałabym ich dalsze losy pisane przez kogoś z Was!
Jej się rozpisałam. Ok to tak raczej rozdział co weekend, może częściej no bo wiecie wakacje i w ogóle.
Jeśli macie nowe nicki na twitterze to powiadomcie mnie. Kocham Was xx

sobota, 4 maja 2013

Zawieszam.

Niestety przychodzę do Was ze złą wiadomością.
Zawieszam oba blogi na czas nieokreślony.
Brak czasu.
Brak weny.
A nawet brak chęci.
A wiecie, że nie lubię pisać rozdziałów, bo muszę. Chcę to pisać, bo chcę. Rozumiem jeśi jesteście źli.
 Nie mam głowy teraz do tego. Maj mam zapchany sprawdzianami, kartkówkami i innym cholerstwem. Muszę się poprawiać. Na dodatek mam częstsze wizyty u lekarza.
Bardzo was przepraszam, ale zmęczyło mnie pisanie (tu zacytuje MeGosia) wypierdków mamuta o 4 nad ranem. Chcę mieć lepsze rozdziały i dłuższe.
Wiem, że zadowoliło by was to, że rozdziały były co tydzień, ale stawały się gorsze. Pisałam, bo nie chciałam was zawieść. Niestety nie mogę postawić blogów na pierwszym miejscu i poświęcać im cały mój czas. A chciałabym na prawdę.
A kiedy wrócę to obiecuję poprawę.
Uwierzcie mi lepsza jest przerwa niż dodawanie takiego gówna.
Tak na obu blogach napisalam to samo.
Kocham Was xx

środa, 1 maja 2013

Five

*jakieś dwa tygodnie później*

Spojrzałam na zegarek. Kurwa.
Moje ciało automatycznie się podniosło. Popołudniowa drzemka wymknęła się trochę spod kontroli. Poszłam do łazienki, aby pofalować włosy i się przebrać. Sama byłam zaskoczona w jak szybkim tempie udało mi się to zrobić.
Zeszłam na dół. Mamy nie było.Ostatnio nie było jej w domu częściej niż zwykle.NIe, żeby mi to nie przeszkadzało. Unikałam kontaktu z nią.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły.
-Można?
Spojrzałam w tamtą stronę chociaż wcale nie musiałam.
-Pewnie, wchodź. Ale nie jestem pewna czy Lil jest w domu- powiedziałam do Emmy, która na wejściu zdjęła swoje szpilki.
-Nawet jeśli jej nie ma to nic. W pewnym sensie przyszłam do ciebie.
-Do mnie? Dlaczego?
-Przyjaźnisz się z Justinem, prawda?
-Przyjaźń to za duże słowo. No, ale do rzeczy.
-Pomyślałam czy nie mogłabyś może...- dziewczyna zaczęła się jąkać i wiercić. To było dość irytujące.
-Emma nie mam czasu, zaraz muszę wyjść.Mów o co chodzi.
-Bo będzie bal i pomyślałam, czy nie mogłabyć zapytać Justina czy ma już partnerkę i wiesz...
-Nawet nie wiem czy idzie. Nawet jeśli to pewnie idzie z Eleną. Przepraszam muszę lecieć.
-Ok, cześć.
-Pa.
Wyszłam z domu i ruszyłam w umówione miejsce.Nie wiem dlaczego w ogóle Emmie przyszło do głowy. Justin i Elena to była sprawa oczywista. Jedyne co zostało każdej napalonej na niego lasce to obserwowanie go z daleka.
-Cześć - usłyszałam przed sobą znajomy głos.
 -Hej, Sophie.
Ucałowałam ją w policzek na powitanie. Nie miałam ochoty na wychodzenie z domu. Czułam jakby każdy przechodzień patrzył na mnie i mówił o mnie wiele niemiłych rzeczy.
Sophie znów opowiadała co u niej. Jak zawsze. Ona gada, gada, gada, a ja grzecznie słucham. Czasem uda mi się wtrącić jakieś zdanie.Ale fakt, ze moje życie towarzyskie jest na poziomie zerowym to cieszyłam się, że nie musiałam przy niej mówić za dużo.
Znudzona po godzinie, wkręciłam Sophie, że muszę lecieć. Nie wiem jak to się dzieje, ale z czasem mam dość dosłownie każdego. Najlepiej całe dnie leżałabym w łóżku i nie pokazywała światu.
Kiedy szłam przez dobrze znana mi dzielnicę zauważyłam parę całujących się nastolatków. Dobijające.
Szłam dalej i okazało się, że ta para to Justin i Elena. Moje wewnętrzne coś tam umierało z zazdrości. No tak, przecież blondynka tu mieszka.
Dziewczyna weszła do domu i na moje nieszczęście Justin zdążył mnie zauważyć zanim w ogóle mogłam pomyśleć o "ucieczce".
-Demi!- zawołał mnie i zostałam zmuszona do spojrzenia w jego stronę.
-Hej - fałszywie się uśmiechnęłam, bo mój wybawca znów by gadał, że coś mi jest i będzie próbował mnie pocieszać. Niestety wciąż zapominam o jego tajemniczych magicznych mocach. On zawsze wie kiedy tylko udaję.
-Wszystko dobrze?
-Tak.
-Wiesz, że i tak nie uwierzę, prawda?
-A ty wiesz, że i tak ci nie powiem.
Chciałam go wyminąć, ale Bieber dzielnie dotrzymywał mi kroku. Z jednej strony to było miłe, że tak się troszczy, ale z drugiej bałam się, że powiem mu choć mały szczegół z życia i zaraz cała szkoła będzie miała kolejny powód do żartów na mój temat.
-Wiem - odpowiedział smutno. Nawet jeśli czasem mnie irytował to jego smutek łamał mi serce. I nadal nie wiem jak funkcjonuje to pomiędzy nami.
-Justin, to nie tak jak myślisz...po prostu nie jestem gotowa ci powiedzieć.
-Rozumiem, ale jeśli mi powiesz chociaż, że jesteś smutna postarałbym się o to, aby ten piękny uśmiech był prawdziwy.
W tym momencie moje wewnętrzne ja chciało wyjść ze mnie, stanąć obok i przytulić się do Justina. Moje ciało było posłuszne tej dziwce i momentalnie przyległo do ciała chłopaka.
 -Dziękuje.
Wyszeptałam w jego klatkę piersiową. Pozwoliłam sobie wdychać jego perfumy i zatracać sięw tej chwili.
-Masz jakieś plany? -zapytał i w tym samym momencie odsunęłam się od niego.
-Nie bardzo.
-Może chcesz wpaść do mnie?
-Sama nie wiem...
-Nie daj się długo prosić, Dem - powiedział robiąc "słodkie oczka".
-Niech ci będzie, Bieber. Prowadź.
*
Okazało się, że Justin mieszka nie daleko mnie. Weszliśmy do środka. Z kuchni można było wyczuć przygotowywane potrawy.
-Justin, to ty?
Usłyszałam kobiecy głos. Pewnie jego mama. Byłam pewna,że nikogo nie ma skoro mnie zaprosił.
-Tak. Przyszedłem z Demi.
-To świetnie - powiedziała wychodząc z kuchni. Nie macie pojęcia jak dziwnie się czułam.
-Dzień dobry - przywitałam się kiedy tylko stanęła przed nami.
-Cześć, słońce. Zjesz z nami, prawda?
-Nie dziękuje. Nie będę robić kłopotów.
A co jeśli zauważą, że tyje i już nie będą tacy mili?
-Żartujesz? To żaden kłopot- odpowiedziała jego mama z uśmiechem.
-Pattie Mallette się nie odmawia - szepnął Justin i poszliśmy do jadalni.
Musiałam przyznać, że obiad mi smakował, a w towarzystwie Jusa i jego mamy nie czułam się źle czy niekomfortowo.Nie myślałam nawet o tym ile zjadłam. Panowała tu prawdziwa rodzinna atmosfera. Biebs ma wielkie szczęście.
Po obiedzie poszliśmy do ogrodu. Pierwsze co to rzucił mi się w oczy basen. Obok niego stały leżaki. Trochę dalej była drewniana altanka, pomalowana na biało. Wzdłuż jej ścian wiły się łodygi, na których były piękne bladoróżowe kwiaty. Podeszłam do niej. Okazało się, że w środku stoi drewniana ławka. Również pomalowana na biało. Na oparciu miała wymalowane małe różyczki.
-Podoba ci się?
Zapytał Justin opierając się o wejście do altanki, do której ja zdążyłam już wejść.
-Jest piękna.
-Moja mama zawsze chciała mieć ogród i coś takiego.
-Nie dziwie jej się. To miejsce jest takie magiczne.
Justin wszedł i usiadł na ławce. Zrobiłam to samo. Dopiero teraz zauważyłam gitarę opartą o ścianę altanki.
-Grasz? - zapytałam zerkając na chłopaka.
-Trochę.
-Zagrasz mi coś?
-Nie.
-Proszę! - powiedziałam robiąc słodkie oczka jak on. Ale pewnie nie wyglądałam tak słodko jak on kiedy to robi. Jakimś cudem podziałało, bo Justin wziął do ręki gitarę.
-Ale bez śmiechu, dobra?
Zapytał i nie czekając na moją odpowiedź zaczął grać nigdy wcześniej nie słyszaną przeze mnie piosenkę.
 It's a big, big world
It's easy to get lost in it
You've always been my girl
And I'm not ready to call it quits

Już z pierwszym wersem piosenki poczułam się jakby ktoś mnie zaczarował. Justin miał perfekcyjny głos. W pewnym momencie po prostu wszystko zniknęło.Byłam ja. Justin. Gitara. Altanka. Reszta świata po prostu nie istniała.
We make the sun shine in the moon light
We can make the grey clouds turn to blue skies
I know it's hard, baby, believe me
Uważnie wsłuchiwałam się w tekst. Był piękny. Nawet bardziej niż piękny. łzy cisnęły mi się do oczu.
That we can't go nowhere but up
From here, my dear
Baby, we can go nowhere but up
Tell me what we've got to fear
*

Łzy spłynęły mi po policzkach. Justin nagle przestał grać, ale jakoś rzeczywistość do mnie jeszcze nie dotarła. Nadal byłam, gdzieś daleko oczarowana piosenką. 
-Było, aż tak źle?
-Justin to było piękne- otarłam łzy i spojrzałam na chłopaka. Rumienił się. To było słodkie. nawet bardziej niż słodkie. 
-Nie jest jeszcze skończona. Może chciałabyś mi pomóc?
-Co? Żartujesz sobie? Zniszczyłabym ją tylko.
-Chciałaś powiedzieć ulepszyła.
-Justin...
-Demetria.
-Przestań.
Oparłam mu głowę na ramieniu, a on zaczął sobie brzdąkać na gitarze.Też miałam na to ochotę. Ale odkąd zaczęły się kłótnie z mamą przestałam myśleć o mojej gitarze, która leżała teraz na strychu. Muzyka już nie miała dla mnie znaczenia.
Nieświadomie zdjęłam mój kardigan co okazało się błędem. Po prostu nie pomyślałam.
-Dem co się stało?
Powiedział Jus biorąc moją rękę i oglądając ślad na przedramieniu. Powinnam być ostrożna. Teraz on pomyśli, że jestem jakaś psychiczna, nienormalna. Mogło być dobrze. Justin nie musiał się dowiedzieć. Jestem beznadziejna. Dosłownie. Wszystko potrafię tylko zniszczyć. 
Szybko ruszyłam przed siebie nie dając Justinowi mnie dotknąć. Wyszłam z ogrodu i jego posesji. Odpuścił.
Nienawidziłam siebie w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek. Moja znajomość z Justinem była skończona. Wyśmieje mnie jak wszyscy dookoła.
Weszłam do domu i nie zwracając uwagi na matkę pokierowałam się do pokoju. Byłam tak wściekła, że byłam gotowa się zachlastać żywcem. 

*Justin Bieber- Up
***
Nie maiłam weny. Wchodziłam, pisałam jedno zdanie i wychodziłam. Przepraszam.
Nie pytajcie o 6 rozdział nawet, bo nie mam bladego pojęcia co jak i kiedy.
Rozdział bardziej niż do dupy no i krótki. 
Miałam egzaminy czuje się wyczerpana wszystkim, pokomplikowało się parę spraw dlatego nie myślałam o rozdziale. Mam nadzieje, że nie jesteście źli. 
Dziękuje za 11 komentarzy pod czwórką. 
Pamiętajcie, że komentarzami podtrzymujecie to opowiadanie i mnie.
PS Jeśli kiedykolwiek będziecie zmieniać nicki to proszę o informacje, bo ja potem nie będę was po całym tt szukać, po prostu już nie powiadomię o rozdziale.
Kocham Was x

niedziela, 14 kwietnia 2013

Four

Lubiłam jeździć bo babci. Ale nie kiedy zjeżdżała się tu całą rodzina. Ciocie, wujkowie i kuzynostwo, za którym nie szczególnie przepadam. Zwłaszcza moja kuzynka Caroline. Ma 16 lat jak Lilly. Jest córką brata mojej mamy. I jest nie do zniesienia. Jakby ując wszystko w jednym wielkim skrócie to Caroline ma wszystko i jest gwiazdą rodziny. We wszystkim najlepsza. Wygląd-sama perfekcja. Wymarzona córka dla mojej mamy, co?
Siedzieliśmy wszyscy przy stole i świętowaliśmy imieniny dziadka. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu.
Czyli ja prowadzę w drodze powrotnej.
Babcia donosiła to kolejne dania, na które szczerze nie mogłam nawet patrzeć.No dobra może bardziej nie mogłam patrzeć na siebie.
-Zjedz coś- syknęła mama.Wcale nie miałam ochoty na jedzenie czegokolwiek.
-Nie jestem głodna- lekko odsunęłam talerz od siebie na znak "protestu".
-Oh kochanie nie musisz się wcale głodzić, żeby w końcu schudnąć-wtrąciła Caroline. Tego było za wiele- Znam świetne ćwiczenia. Podeślę ci. A co powiesz na pilates?
Jakby wytykanie w szkole, że nie wyglądam jak jakaś modelka prosto z Vogue'a mi nie starczało. Rodzina też musi mnie dobić. Wszyscy muszą mnie dobić. Bo nie jestem taka jak cały ten świat. Wyidealizowana.
Nie zorientowałam się, że w jednej chwili pochłonęłam cała porcję z mojego talerza.
***

Jadłam dopóki nie poczułam, że sukienka zaczęła mnie uciskać. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do łazienki. Zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam marynarkę i rzuciłam gdzieś na bok. Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Czułam do siebie wstręt. Jakbym nagle przytyła dzisiejszego wieczoru kolejne parę kilo.
Chwila zastanowienia.
Ale i tak było wiadome, że to się stanie.
Upewniłam się, że drzwi są zamknięte i pochyliłam się nad umywalką gwałtownie wpychając sobie dwa palce do gardła.
***

Niecierpliwie odliczałam kilometry dzielące nas od domu. Po incydencie w łazience jeszcze gorzej czułam się w towarzystwie kogokolwiek. Mama siedziała na miejscu pasażera, a Lil siedziała na tylnym siedzeniu jak zwykle z słuchawkami w uszach.
-Dlaczego nie możesz być taka jak Caroline?
Zaczęła moja rodzicielka jak tyko weszłyśmy do domu. Lilly od razu pokierowała się do swojego pokoju, aby uniknąć tej rozmowy.
-Jest pogodna,rodzinna i dobrze się uczy. Wiesz, że dostała stypendium ? Świetna dziewczyna...- lekko westchnęła siadając na kanapie- Mogłabyś chociaż wypełniać dobrze twój jeden zasrany obowiązek w życiu jakim jest nauka. I tak nigdy nigdzie z nikim nie wychodzisz. Więc mogłabyś się przyłożyć. 
-Skończyłaś? - syknęłam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
-Taaa...idź spać, bo nie wstaniesz znów. 
Weszłam do pokoju i osunęłam się pod drzwi wlepiając wzrok w sufit.
Tak będzie już zawsze, prawda?
Zawsze będą się śmiać.
Zawsze będą wytykać mnie palcami.
Nigdy nie będę wystarczająco dobra dla mamy.
Dla nikogo.
Od samego początku byłam na przegranej pozycji i już dawno nie mam o co walczyć. To wszystko straciło sens. Jakiekolwiek starania. Nie jest warto próbować. Nigdy nie będzie lepiej.
Wszyscy inni w moim wieku większość wolnego czasu spędzają z przyjaciółmi. 
A ja?
Ja mam jedną przyjaciółkę, której nie ufam do końca. Nie mam odwagi. Nie potrafię nikomu zaufać.
Nigdy nawet nie miałam chłopaka. 
Jestem beznadziejna w każdej dziedzinie. 
Jestem gruba.
Nie wiem jak to jest jak ktoś cię kocha. Mama tego nie okazywałą. Jeśli w ogóle mnie kochała. Z pamięci ojca zniknęłam w dniu ich rozwodu. Siostra ma swój własny świat. Sophie...chyba nie łączy mnie z nią ta wiecie cała siostrzana więź, BFF i te sprawy. 
Nienawidziłam każdej części siebie. Każdego milimetra mnie. 
Nie wiem czy myślałam dziś racjonalnie.
Nie, raczej nie.
W jednej chwili sięgnęłam po To.
W następnej już czułam "kojący ból" dzięki, któremu na chwilę zapomniałam o tym co siedzi w mojej głowie. Ból na przedramieniu zagłuszył wszystkie złe myśli. 
Teraz nie czułam już nic. 
 (tu już wyłączcie, koniec klimatów i tych spraw)
***

-Demi wstawaj!
W głowie rozbrzmiał mi głos mamy. Otworzyłam lekko oczy i popatrzyłam na rękę przywołując wydarzenia z dzisiejszej nocy.  Czułam jakby moje plecy wrosły się w drzwi. Próba wstania okazała się dla nich dość bolesna i na dodatek zakręciło mi się w głowie. 
-Demetria Devonne Lovato wstawaj natychmiast !
-Przecież wstałam- syknęłam wystarczająco głośno, aby ta usłyszała. Zrzuciłam z siebie sukienkę i poszłam wziąć prysznic, który sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Ale tylko minimalnie. Wysuszyłam włosy i spięłam je z tyłu pozwalając niektórym falowanym kosmykom "wisieć" wzdłuż mojej twarzy. 
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Demi to ja Lilly. Mama mówi, że masz zejść na śniadanie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mojej siostry już nie było za drzwiami. Oczyściłam ranę na ręce i szybko założyłam na siebie czarne spodnie i szary sweter z długim rękawem. Nie miałam ochoty teraz jeszcze szykować ubrań do szkoły. Na makijaż też nie. I tak już gorzej być nie może.
Jeśli była we mnie jakaś bardzo malutka cząstka radości to zniknęła w momencie kiedy znalazłam się w kuchni. 
Czułam, że działam automatycznie.
W jednej chwili kłóciłam się z mamą o to, że nie miałam zamiaru jeść śniadania. W następnej siedziałam już obok niej w samochodzie i byłam w drodze do szkoły. 
Jedyna dobra strona tego, że idę do szkoły to fakt, że pół dnia nie muszę znosić jej przez pół dnia.
Jak zawsze skierowałam się prosto do klasy. W wejściu minęłam Justina i Elenę, którzy byli...dość blisko. Pan Zbawiający Cały Świat udał, że mnie nie widzi. Ale czy nie tego właśnie chciałam?
Oczywiście moje Wewnętrzne Ja żywiące jakieś dziwne nieznane mi uczucie do pana Biebera mówiło
IDŹ DO NIEGO. IDŹ DO NIEGO.
Minęłam ławkę Rogera i usiadłam na swoim miejscu. Rutyna.
Kilka minut przed dzwonkiem pojawiła się jak podejrzewam nowa sensacja szkolna. Elena i Justin kiedy ten jest w szkole od tygodnia. Nic nowego. Zawsze miała to czego chciała. 
Suka - pomyślało moje wewnętrzne Ja. 
Kiedy Justin zajął swoje miejsce czyli TO miejsce obok mnie poczułam się spokojniejsza.Jakby część nienawiści do świata i samej siebie, gdzieś się ulotniła i postanowiła pójść na spacer.
Obiecuję tu i teraz, że jeśli kiedykolwiek rozgryzę jakim cudem to się dzieje, ze kiedy jest przy mnie wszystko wydaję się lepsze to nigdy więcej nie powiem złego słowa na własną matkę. 
Mój kolega z ławki nie uraczył mnie nawet zwykłym Cześć.
Sama tego chciałaś, głupia.
Czy można wyłączyć jakoś moje wewnętrzne Ja? 
Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i lekko osunęłam się na krzesełku.Jakby Justin miał mieć jakąś super moc i widział przez materiał co mam na ręce. Na samą myśl lekko zaszkliły mi się oczy. 
Czułam jego wzrok na sobie. Spojrzałam kątem oka na Jusa i znów poczułam ten dziwny spokój. Przysunęłam się bliżej ściany. jakbym chciała zachować dystans między nami. Moje wewnętrzne Ja widać się na mnie obraziło. Przestało się odzywać i podziwiało swój obiekt westchnień z daleka. 
***

Działam automatycznie- to chyba za słabe określenie na to jak dziś funkcjonuje. Nie zwracałam uwagi na nic. Kończyłam właśnie pisać pracę dla Lawson. Nienawidziłam tej kobiety. Ona nie ma chyba swojego życia. 
-Jutro pracuję do późna, a Lilly idzie do dziewczyn robić jakiś projekt po szkole więc odbierz ją po szóstej od Emmy i masz zrobić obiad. Ja wrócę koło jedenastej, zrozumiano?
Kiwnęłam tylko głową nawet nie patrząc na mamę, która stałą w drzwiach.
-Tylko napewno.
-Ok.
Kiedy opuściła mój pokój ja skończyłam moją pracę. 
Padłam zmęczona na łóżko. W nocy spałam może jakieś dwie godziny. Góra trzy. 
Poszłam do łazienki, żeby sprawdzić co z moją ręką. Kiedy dotykałam rany jeszcze trochę szczypała.
Przemyłam twarz zimną wodą i przez ułamek sekundy spojrzałam na siebie w lustrze. Nie lubiłam tego widoku więc szybko zrezygnowałam i wróciłam do pokoju. 
Mama zabrała mi laptopa w obawie mojego siedzenia do późna. Spakowałam książki na jutro i położyłam się do łóżka. I w sumie nie miałam już nic do roboty.
Włożyłam słuchawki do uszu i pozwoliłam, aby Chris Martin i reszta Coldplay zagrała mi do snu.
Wiedziałam, że mimo zmęczenia i tak nie uda mi się szybko zasnąć. 
***

Rano prawie zaspałam do szkoły. Udało mi się jednak szybko ubrać i związać włosy w jakiegoś ledwo trzymającego się kupy warkocza. Jechałam tak szybko, że w klasie znalazłam się dosłownie kilka sekund przed nauczycielem od matmy.
Dzień miał być taki jak zwykle. Nawet moje Wewnętrzne Ja się nie odzywało. Tak samo jak Justin. Sama już nie wiedziałam czy było mi przykro z tego powodu. łapałam go na tym, że mi się przygląda. Nawet nie odwracał wzroku kiedy też uraczyłam go krótkim spojrzeniem. Ale się nie uśmiechnął ani razu. A on zawsze się uśmiechał. 
Kiedy szłam na moje stałe miejsce, gdzie spędzałam długą przerwę, zauważyłam wielkie koło zataczające się wokół dwójki chłopców. Nie wiedziałam kto to przez cały ten tłum więc miałam zamiar to ominąć. No właśnie miałam zamiar.
-Nie masz prawa tak mówić o Demi.
To przykuło moją uwagę. Zaczęłam przepychać się przez ludzi. Dobrze wiedziałam kogo zaraz zobaczę. Bójka trwała w najlepsze, a ludzie tylko dopingowali to jakiegoś chłopaka, a to Justina. 
Idioci.
Zamiast ich od siebie odciągnąć to cieszą się z tego jak dzieci. 
Elena próbowała podejść do Jusa i go uspokoić. Chłopaki z drużyny koszykarskiej zaczęli odciągać przeciwnika Bieber'a.
-Nigdy więcej nie waż się tak o niej powiedzieć zrozumiałeś?
Krzyki Justina pewnie było słychać wszędzie. Ten cały Luke próbował go odciągać, ale on się wyrywał. Jego oczy były ciemne i wyglądał jakby był gotowy zabić tego gościa. Jego przeciwnik wymierzył mu cios w żołądek na co zgiął się w pół. Nie mogłam na to patrzeć.
-Ej Justin już spokojnie- stanęłam przed chłopakiem, który był już gotowy wymierzyć kolejny cios. Podtrzymałam go za ramiona- Justin spójrz na mnie.
Lekko podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. 
Tak zgadliście moje Wewnętrzne Ja było w ekstazie. 
Tłum zaczął się rozchodzić. na całe szczęście. Do tego publika nie była nam potrzebna. Biebs ledwo się trzymał na nogach. 
-Co się tu stało?
Obok stali Luke i Elena, ale nikt z całej trójki mi nie odpowiedział. Justin ciągle na mnie patrzył. Jego kumpel podszedł do nas.
-Stary chodź do pielęgniarki - chciał go dotknąć, ale ten szybko się odsunął.
-Nie dotykaj mnie.
-Justin daj spokój- wtrąciła się już Elena. 
-Odpierdolcie się ode mnie wszyscy!
Po tych słowach Justin poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Świetnie. Nie było mi nawet dane dowiedzieć się o co w ogóle tu chodziło. 
-To twoja wina- Elena lekko mnie szarpnęła. Nie zwróciłam na to uwagi. 
Jak już mówiłam nie wiem jak to działa, ale jedyne na czym mogłam się skupić to Justin. I to, że nie mogę go teraz zostawić samego. Poszłam za nim nie zwracając uwagi na tamtą dwójkę. 
Kiedy kilka metrów przede mną zauważyłam chłopaka siedzącego na trawie, jak zawsze byłam o wiele spokojniejsza. Zbliżałam się do niego bardzo powoli. Zły Justin jakoś mi się nie spodobał.
-Przyszłaś mnie uspokoić jak tamta dwója idiotów?
Czyli wie, że to ja. Może to dziwne coś między nami działa też w drugą stronę.
-Nie mam zamiaru cię uspokajać. Patrząc na ciebie to i tak nie byłabym w stanie. 
Usiadłam obok niego po turecku zarzucając warkocza na lewę ramię. Bawiłam się końcówkami moich włosów. Postanowiłam nic nie mówić.
-Dziękuje.
Kiedy to usłyszałam, gwałtownie spojrzałam na chłopaka.
-Za co niby?
-Za to, że nie pieprzyłaś bez sensu o tym, że mam się uspokoić. Z resztą i tak jakimś dziwnym sposobem to się stało. Odkąd tu siedzisz.
Aha, to działa w dwie strony.
-Justin co się tam wydarzyło?
Wlepił swój wzrok przed siebie i zaczął ciężko oddychać.
-Ten idiota się z ciebie śmiał.
-I co z tego?
-Nie ma prawa nic o tobie mówić. Nawet cię nie zna. Nikt nie ma prawa mówić na ciebie nic złego.
-Justin nie powinieneś tego robić. Tutaj to norma. Nie ma się czym przejmować. 
-Jak to nie? Gdybym wiedział jak cię tu traktują to bym nie odpuścił wtedy w sobotę. 
-Tak działą społeczeństwo. Muszą mieć jakąś zabawkę .
Powiedziałam to prawie szeptem i chyba bardziej do siebie niż do niego.
-Demi nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Szczególnie ty. 
Spuściłam głowę, aby ukryć łzę spływającą mi po policzku.
-Widzisz znowu płaczesz. 
Nigdy jeszcze nikt mi nie powiedział, że nie zasługuje na to co mnie spotyka. 
Jus się do mnie przysunął i lekko objął.
-Daj sobie pomóc.
-Ale nie...
-Nie chcę słyszeć żadnego "ale".
-Teraz to ty potrzebujesz pomocy, bo krwawisz. Skoro nie chcesz iść do pielęgniarki to pojedziemy do mnie i cię opatrzymy.
-Kiedy chłopak broni dziewczynę ta zazwyczaj mówi dziękuje i tyle. 
-Ty nawet nie licz na przeprosiny. bo to co zrobiłeś to największa głupota na świecie- powiedziałam wstając.
-Nie ma za co.
Dojechaliśmy do mojego domu bez słowa. Justin mimo oporów musiał pozwolić mi prowadzić jego ukochaną zabawkę. 
-Usiądź tu ja pójdę po apteczkę - powiedziałam wskazując na krzesło przy blacie w kuchni. Jak wróciłam Justin siedział na wskazanym miejscu.
Namoczyłam gazę wodę utlenioną i lekko przykładałam ją do rozciętej brwi Justina. Musiałam zrobić to samo z jego wargą co było dość krępujące, bo nasze twarze były niesamowicie blisko. 
-Pielęgniarka pewnie nie byłaby taka delikatna jak ty- lekko się zaśmiał przyglądając mi się kiedy oczyszczałam jego ranę na wardze.
-Nie gadaj tyle teraz.
-Oczywiście pani doktor.
Lekko się uśmiechnęłam.
Kiedy skończyłam wyrzuciłam zużyte gaziki i schowałam apteczkę na miejsce.
-Co on takiego powiedział, że musiało dojść do bójki?
-Nie powiem ci.
-Justin! - tupnęłam nogą oburzona tym faktem.
-Nie chcę, żebyś słyszała takie rzeczy. 
-To żadna nowość.
-Przy mnie nigdy nie usłyszysz już żadnych przykrości.
-I co pozabijasz ich wszystkich?
-Jeśli będzie trzeba.
-Nawet tak nie mów.
-Jesteś strasznie uparta- powiedział bawiąc się falbanką od mojej bluzki.
-Mam swoje powody.
Justin spojrzał na mnie. Jego oczy mógłby sprawić, że powiedziałabym mu wszystko. Tu i teraz.
-Powiesz mi jakie?
-Może kiedyś- wzruszyłam ramionami i lekko się odsunęłam.
-No dobra. 
Cieszyłam się, że jednak potrafił odpuścić. Przeszliśmy do salonu, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie.
-Wracamy na lekcje?- zapytał kiedy włączałam telewizor.
-Nie?
-Ok.
Oglądaliśmy jakieś dziwne programy w ciszy. Do pewnego czasu. Ten to się nigdy nie zamyka.
-Wiesz mimo, że starałem się wczoraj odpuścić jak chciałaś i się nie odzywać to i tak widziałem, że coś jest nie tak.
O nie, nie, nie.
-Justin wiesz, że i tak ci nie powiem...
-Wiem. Ale nie było dobrze prawda?
-Nie- odpowiedziałam krótko. Znów nastąpiła chwila ciszy.
-Chcę abyś wiedziała, że jeśli czegoś potrzebujesz możesz mi powiedzieć. Nawet nie mówiąc co ci jest i tak napisz czy coś, abym był przy tobie.
-Czyli, że jak mam zły humor mam dzwonić do ciebie, a ty przylecisz jak na skrzydłach? 
-Właśnie tak.Tylko napisz zwykłego sms-a , ja rzucam wszystko i jestem przy tobie.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić.
-Demi obiecuję ci to, że ci pomogę. Czy tego chcesz czy nie. 
-Obietnica na mały palec?
Złączyliśmy razem nasze małe palce i wróciliśmy do oglądania telewizji.
Czy to znaczy, że teraz mam kogoś przy sobie?
***
No musiał być rozdział, musiał. 
Całą niedzielę się na to zbierałam i dałam radę. Mimo, ze jest 2.36
Ale to nic, że mam na 8 do szkoły. Trzeba Was zadowolić, prawda?
 Czy Demi nareszcie zaufa Juju i mu opowie co się serio dzieje? Nie wiem.
Tego nawet "Wewnętrzne Ja" Demi nie wie. 
Co do rozdziału to nie wiem co mam sama o nim sądzić. Mógł być lepszy w sumie. 
Dziękuje za juz ponad tysiąc wejść i 27 komentarzy, a to dopiero były trzy rozdziały.
CZYTACIE=KOMENTUJECIE
przepraszam za błędy. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Three.

-Budź się księżniczko.
-Jeszcze pięć minut.
 Wymamrotałam i ukryłam swoją twarz w poduszkę licząc, że osoba usiłująca mnie obudzić da mi spokój.
-No weź Dee wstawaj.
Dopiero teraz udało mi udało się zweryfikować głos, który nie dawał mi spokoju.
Dlaczego akurat teraz kiedy dobrze mi się spało?
-Sophie idź sobie.
-Oh no weź udało mi się wyrwać i się z tobą spotkać, a ty sobie postanowiłaś spać. Właśnie dziś.
Gdyby tylko wiedziała jak od dawna nie spałam w nocy spokojnie to dałaby mi spokój.Ale dawno jej nie wiedziałam. Miała racje. Jej rodzice prawie nie wypuszczają jej z domu. Zwłaszcza od kiedy chodzi do prywatnej szkoły.
-Idę na dół zrobię nam kawy i potem, gdzieś wyjdziemy. Nie słyszę odmowy. Ruszaj dupsko Lovato.
Nie miałam innego wyboru.
Poszłam do łazienki, odstawiłam poranną toaletę podśpiewując sobie"Bootylicious" Destiny's Child.
Wróciłam do pokoju,aby się ubrać i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Sophie, moją siostrę i jej przyjaciółki.
-Niezły macie syf w domu. Młoda lepiej posprzątaj.
Jednym z hobby mojej koleżanki było wkurzanie Lilly. Co było w sumie śmieszne. Zwłaszcza, że Lil się jej często słuchała.
Podeszłam do stołu i upiłam łyk kawy.
-Jak impreza?
Zapytałam trójkę dziewczyn, które nagle zamilkły.
-Była świetna. Przyszli sami najlepsi ludzie.Żadnych nieproszonych gości.
-No i był Justin - pisnęła podekscytowana Emma - i był też Luke.
-Właśnie widziałyście jak wyglądał Bieber!
Zaczęłam się zastanawiać jak. No właśnie. Jak ? Nawet nie zwróciłam uwagę na jego wygląd. Jedyne na czym się wczoraj skupiłam to to co zrobił. No i na jego intensywnie czekoladowych oczach. Przysięgam na Boga to najpiękniejsze oczy na świecie.
-Co za Bieber? - zapytała Sophie wyrywając mnie z myśli o jego oczach.
-Nowy w szkole. W klasie Demi.
-Ej Lovato czemu mi się nie chwalisz nowym kolegą ?
-Bo nie ma czym - upiłam łyk kawy unikając dalszej części konwersacji.
-Nie ma czym?- zaczęła Jenna- Justin to najseksowniejszy facet chodzący po świecie.
-Zaciekawiłaś mnie, mów dalej - Sophie automatycznie usiadła między dziewczynami co mnie rozśmieszyło.
-Udało mi się trochę z nim pogadać i wiem tyle, że jest z Kanady.
-Ja za to wiem, że mieszka tylko z mamą - dopowiedziała Emma
W tym momencie moje uszy też dołączyły do rozmowy.
-Na mieście gadają, że ma rodzeństwo przyrodnie.Czyli od strony ojca.
-A coś więcej o jego wyglądzie?
Sophie jak zwykle o jednym. Jakieś moje drugie ja, no wiecie to w środku chciało dowiedzieć się więcej o Justinie.
-Czekaj chwilę.
Emma zaczęła grzebać w swoim Iphone po czym podała go mojej przyjaciółce, której oczy od razu wyszły na wierzch.
-To jest ten wasz Justin? To coś więcej niż najprzystojniejszy facet na ziemi.Demi czemu mi nic nie powiedziałaś!
Moja przyjaciółka była wyraźnie oburzano tym faktem, że nie powiedziałam jej o Justinie aka coś więcej niż najprzystojniejszy facet na ziemi.
- Spokojnie Sophie i tak zaraz będzie zajęty - wtrąciła się Lilly - z tego co wczoraj się dowiedziałam to wasza Elena już się do niego dorwała.
-Czy ta laska musi być wszędzie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Cała czwórka popatrzyła na mnie co oznaczało, ze to ja mam je otworzyć.
O wilku mowa.
-Justin - powiedziałam kiedy zobaczyłam chłopaka w drzwiach.
-Cześć. Możliwe, że zostawiłem u was wczoraj bluzę.
-Wejdź, ja sprawdzę.
-Dzięki.
Chłopak wszedł do środka. Od razu podeszła do niego Sophie.
-Cześć jestem Sophie.
-Hej - chłopak lekko się do niej uśmiechnął. Dziewczyna zachichotała. Nie bardzo lubiłam tej strony Sophie. Podrywała każdego.
-Nie było cię wczoraj co? Nie przeoczyłbym takiej ślicznotki.
O czyli on też. W sumie nieźle się dobrali. Wywróciłam tylko oczami kiedy zauważyłam zbliżające się "trojaczki" .
Próbowałam w tym syfie znaleźć domniemaną bluzę. Pokierowałam się na górę po stwierdzeniu, że nie ma ani śladu takowej na dole.Znalazłam ją dopiero...u siebie. Sięgnęłam po nią i uderzył mnie jej zapach. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór.
-Widzę, że znalazłaś.
Automatycznie odwróciłam się w jego stronę.
-Serio nie wytrzymałbyś bez niej do poniedziałku?
-To moja ulubiona.
Popatrzyłam na niego pytająca. Nie zabrzmiało to przekonująco.
-OK masz mnie. Chciałem sprawdzić co u ciebie. -dodał po chwili.
-To też mogło zaczekać do poniedziałku. Zapytałbyś "co tam" a ja na to "nic nowego"...
-...i znów unikała rozmowy.
-Dlaczego taki musisz być?
-Czyli jaki?
-No wiesz...zachowujesz się jakbyś chciał zbawić cały świat. Dlaczego po prostu nie odpuścisz?
-Bo widzę, że coś jest nie tak.
Przez chwile miałam ochotę mu powiedzieć wszystko. Ale nie można ufać ludziom. Nie tak szybko.
-Nie oczekuję, ze zaraz mi wszystko opowiesz, ale nie chcę, żebyś była smutna. Może nie mogę zbawić całego świata,ale mógłbym tobie pomóc.
- Daj mi święty spokój. Ze mną jest wszystko dobrze. Wczoraj tylko miałam doła. Dziewczyny tak mają. Mam się przecież dobrze. Coś sobie tylko ubzdurałeś i tyle.
-Demi...
-Nic mi nie jest.
-To dlaczego płaczesz?
Świetnie.Wciskałam mu takie kłamstwo, w które dawno już nie wierzyłam. Wszystko się posypało już dawno. Nikt po prostu nie starał się mi pomóc. Nikt w sumie nie chciał mi pomóc. Każdy udawał, ze tego nie widzi.
-Po prostu odpuść.
-Jak sobie chcesz.
Wiedziałam, że się zdenerwował.Wręcz wyrwał mi bluzę z rąk i szybko wyszedł z pokoju. Nie pierwszy raz ktoś się na mnie zezłościł. Ale fakt, że był to Justin trochę mnie zdołował. Dlaczego właśnie on?
Otarłam te kilka łez i zeszłam na dół. Już go tam nie zastałam.
Jakieś wewnętrzne Ja chciało go jeszcze zobaczyć. Głupie wewnętrzne Ja. O co z tym w ogóle chodzi?
-To idziemy na te zakupy?
Skierowałam się do Sophie, ale nie oczekiwałam odpowiedzi tylko założyłam buty i wyszłam, a przyjaciółka zaraz za mną.
-To mamy iść na zakupy?
-Gdziekolwiek Spohie.
-Ok złośnico. Przydadzą ci się.
***
Po jakichś trzech godzinach byłam znów w domu. Lilly posprzątała po imprezie. Dobre i to.
-Chcesz coś do jedzenia?
Zapytałam wchodząc do jej pokoju. Ale nie usłyszała mojego pytania przez słuchawki na uszach.
-Hej-powiedziałam wyciągając jedną z nich.
-O sorry nie słyszałam.
-Chcesz coś na obiad?
-Nie bardzo.
-Ok jakby mama pytała to jadłyśmy na mieście.
-Spoko.
Pokierowałam się do swojego pokoju. Większość nastolatków właśnie szykuję się na imprezę, randkę lub spędza czas z milionem swoich znajomych.
Mi zostawał laptop i jakiś film.
***
-Wstawaj już.
Ten głos nie był tak miły jak ten wczoraj.
-Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie siedzieć przy komputerze całą noc. Potem śpisz nie wiadomo ile.
Ściągnęła ze mnie kołdrę przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Wstawaj powiedziałam.
Bez słowa ani spojrzenia na mamę poszłam do łazienki. Dziś nie miałam ochoty na podśpiewywanie pod nosem czy nawet uśmiechanie. Macie te dni kiedy wszytko dookoła jest beznadziejne i sprawia,że odechciewa ci się żyć? To właśnie dziś jest ten dzień.
-Pospiesz się.
Usłyszałam za drzwiami. Dlaczego ta kobieta musiała już wrócić?
Zeszłam do kuchni, gdzie była już Lilly. Ona i mama nawet się dogadywały więc miała lepszy humor niż ja.
 -Idźcie się ubrać. Zaraz jedziemy do kościoła.Potem od razu do dziadków na obiad. Ubierzcie się jakoś porządnie. Dziadek ma imieniny.
Powiedziała to kompletnie bez emocji. Jakby wcale nie obchodził ją fakt, że jej ojciec ma urodziny. Ona chociaż może nadal je z nim obchodzić.
Według niej moja tęsknota za własnym ojcem była głupotą. Bo przecież on był alkoholikiem. Kiedy ona pracowała, on sprowadzał swoich kolegów do domu i pili u nas. Nikt nie wiedział do czego są zdolni. Wtedy siedziałam u Lilly w pokoju, aby ta o tym wtedy nie myślała. Przecież zdarzyło mu się uderzyć naszą rodzicielkę. Kiedy się rozwiedli byłam mała i nie wiedziałam co tak naprawdę się stało. Musiałam dorosnąć. I tak też się stało. Teraz za każdym razem jak ktoś o nim wspomni miałam ochotę płakać. Tęskniłam za nim cholernie. Brakowało mi go jak nigdy. Mimo alkoholizmu miał też swoją dobrą stronę, prawda? Nie był przecież złym człowiekiem. Długi czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że on się od nas zupełnie odciął. Przestał dzwonić. Cokolwiek. Nie dzwonił nawet w urodziny. Jego numer, który był w mojej komórce pewnie jest już dawno nieaktualny. Nie kasowałam go, bo jestem głupia i mam nadzieje, że pewnego dnia Tata pojawi się na moim wyświetlaczu. Wtedy będę mogła mu powiedzieć co się dzieje i jak bardzo mi go brakuje.
Wróciłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. Działam tak automatycznie, że nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod kościołem. Przed nim kręciło się sporo ludzi. Czasem przeszła jakaś osoba ze szkoły. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca w jednej z drewnianych ławek.Jak zawsze rozglądałam się dookoła. Lubiłam to miejsce. Wydawało się takie spokojne.
-Można?
Odwróciłam się w stronę drobnej kobiety, która wskazywała na wolne miejsca obok mnie.
-Pewnie.
Lekko się do niej uśmiechnęłam. Wyglądała na miłą osobę. Obok niej usiadł chłopak.
I w tym momencie zaczęłam mnie zastanawiać czy jakaś dziwna siła nie ciągnie nas do siebie.
Szczęście, że kobieta, która widocznie była jego mamą usiadła obok mnie, a nie on.
Chwilę na niego popatrzyłam.ON zrobił to samo przez co od razu odwróciłam wzrok. Nie uśmiechał się. Nie smucił. Jego twarz w sumie nie wyrażała żadnych emocji.
Do końca mszy już na mnie nie spojrzał, a po jej zakończeniu szybko opuścił kościół.
Po mszy staliśmy jeszcze jakieś pół godziny na parkingu, bo mama spotkała jakąś swoją koleżankę, z którą oczywiście musiała pogadać. Minęło jeszcze trochę czasu zanim w końcu ruszyłyśmy w drogę.
Teraz czas na spotkanie z całą rodziną i udawanie jakie to szczęśliwe jesteśmy.
***
Pisałam to pół nocy.
Właśnie wybiła piąta.
Ten rozdział to porażka.
Przepraszam za błędy.
Lubię jaki komentujecie, oby tak dalej.
Zapraszam do zakładki z Polecanymi :)
Jak Wam się podoba?
Kocham Was x


czwartek, 4 kwietnia 2013

The Versatile Blogger Award

yay yay yay
 dostałam nominację do
THE VERSATILE BLOGGER AWARD
wooohooo!!
Bardzo bardzo bardzo bardzo
bardzo bardzo baaaaardzo
mocno dziękuje 
Patty








W ramach otrzymanej nagrody mam: 


1. Podziękować nominującemu bloggerowi.
2. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
3. Ujawnić siedem faktów dotyczących siebie.
4. Nominować piętnaście blogów, które (według mnie) na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów.
Fakty o mnie (jakby was to obchodziło co nie?)
1.mam 16 lat ? lol
2. Mama mnie nie kocha i nie pozwoliła mi jechać na koncert. Uraz do końca życia.
3. RBMS to pierwszy mój blog jaki kiedykolwiek skończyłam.
4.Czytam 457328974398 opowiadań i stwierdzam, że moje jest 
beznadziejne
do dupy
kto to w ogóle czyta?
5.Kocham wszystkich,którzy komentują moje blogi. Tych ukrytych czytelników też, alee trochę mniej.
6.Nie wiem co napisać to może powiem, że bardzo nie lubię tegorocznej wiosny.
7. Jestem Belieber już 3 lata 
Nominowane blogi:

 
resztę czytam też tłumaczeń, ale że dziewczyny tylko tłumaczą, a nie tworzą te blogi
to ich tu nie dodam.
Więc tylko tyle.
Nadal zapraszam na mój 2 blog.
A WIECIE ŻE W WEEKEND ROZDZIAŁ ?

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Two

Nie miałem pojęcia dlaczego taka była.
Siedzieliśmy na murku na tyłach szkoły, gdzie rzeczywiście nie było ludzi. Wszyscy byli w stołówce. Kiedy próbowałem się czegoś od niej dowiedzieć, unikała odpowiedzi, albo zmieniała temat. Sam fakt, że zmieniała temat była zaskoczeniem bo niewiele mówiła. Ciągle sprawdzała godzinę na swoim telefonie jakby marzyła o tym, aby ta przerwa się już skończyła. Nie chciałem się narzucać, ale po czterech godzinach serio nikogo fajnego nie poznałem. Podchodziły do mnie różne osoby, szczególnie dziewczyny. Nie narzekam na brak zainteresowania moją osobą przez płeć piękną i nie mówię, że mi się to nie podoba, Jaki koleś by tego nie lubił ?
Ale Demetria podeszła do...nawet nie wiem czy można nazwać to chociaż znajomością, ale niech będzie. Podeszła do naszej znajomości obojętnie. O ile w ogóle do niej podeszła. Dziewczyna ciągle jakby uciekała od kontaktu z ludźmi. A moja obecność na lekcjach w jej ławce po prostu jej przeszkadzała.
-Demetria...
-Mówiłam, że możesz na mnie mówić Demi.
-Ale masz takie piękne imię.
Mógłbym przysiąc, że na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Szczerego uśmiechu. Wcześniej zauważyłem, że jeśli jej kąciki ust idą ku górze to jest to dla niej w pewnej formie wysiłek. Wcale nie miała ochoty się uśmiechać.
- Za dziesięć minut dzwonek, idziesz do szkoły ?
-Nie. Chyba idę do domu.
-Demi mamy jeszcze trzy godziny.
-Wiem, ale nie bardzo jestem przygotowana na chemię i wolę nie załapać jedynki czy coś.
-Serio chcesz się zerwać ?
-Nie pierwszy raz co nie ?
-Chcesz, abym poszedł z tobą ?
Dziewczyna uniosła pytająco jedną brew.
-Chcesz się zrywać w pierwszy dzień w szkole ?
-Miałbym piękną towarzyszkę.
Policzki Demi stały się czerwone. Zeskoczyła z murka i otarła dłonie o swoją spódniczkę. Znów się szczerze uśmiechnęła. Wyglądała wtedy słodko.
-Zostań. Nie rób sobie kłopotów.
Znów odrzucała towarzystwo.
-Jesteś pewna ?
Kiwnęła tylko twierdząco głową i skierowała się w stronę szkolnego parkingu. Krzyknąłem za nią "cześć" , ale nawet się nie odwróciła. Ja skierowałem się z powrotem do szkoły.
Szedłem korytarzem próbując znaleźć chemiczną salę, ale niestety na próżno. Tak zagapiłem się w mój plan lekcji, że nie zwracałem uwagi na ludzi przede mną. I nie skończyło się to najlepiej, bo w następnej chwili poczułem tylko jak moja głowa uderza o coś. Lub kogoś. Spojrzałem w górę i zobaczyłem chłopaka niewiele wyższego ode mnie, któremu podręczniki wypadły podczas naszego zderzenia.
-Sorry stary, zagapiłem się w mój plan - powiedziałem szybko zgarniając jego zgubę i mu podając.
-Jest ok. Ty pewnie Justin...ten nowy.
-Każdy wie ?
-Mała szkoła człowieku. Jestem Luke. I tak wiem, że jesteś w klasie Lawson. Jak już mówiłem- mała szkoła. Ja jestem w klasie pana Ackles'a . To facet od chemii.
-Super się składa. Mam z nim właśnie lekcje i szukam jego sali.
-Chodź gościu pokażę ci co nie co w tej budzie.
-Dzięki stary.
-Nie ma za co. Słyszałem, że laski nieźle na ciebie lecą. No cóz my przystojni nie możemy przecież narzekać. Upatrzyłeś już jakąś ?
-Nie bardzo.
-Oh stary to bierz się. uwierz mi jest w czym wybierać.
Najwidoczniej doszliśmy do sali chemicznej, bo Luke się zatrzymał.
-Sorki gościu, ale muszę się stawić do sekretarki i zostawiam cię samego, ale postaram się na ciebie wpaść jeszcze raz. (od autorki : to tak trochę gejowsko zabrzmiało, ale spokojnie Luke nie jest taki xd)
-Dzięki.
Przybiliśmy piątkę i Luke skierował się do gabinetu. Oparłem głowę o ścianę. Nie jest źle jak na pierwszy dzień. Ale zostawienie Kanady i przeprowadzka do Seattle nie należało do listy "Fajnych rzeczy do zrobienia" .
-Przepraszam?
Spojrzałem na osobę, która najwidoczniej zwracała się do mnie. Przede mną stałą dziewczyna. Niższa ode mnie, ale nie tak niska jak Demetria. Zaraz dlaczego właśnie porównałem ją do Demi ?
Miała długie czarne włosy i tak niebieskie oczy, że można byłoby patrzeć w nie godzinami. Miała na sobie zwiewną koronkową sukienkę.
-Coś nie tak ?
-Nie nic. Chciałam się przywitać. Jestem Ashley.
Czy to nie o Ashley wspomniała mi na angielskim...znów Demetria.
-Justin.
Podałem jej rękę i lekko ścisnąłem jej dłoń. Miała krótkie paznokcie pomalowane w jakiś jasny odcień różu. Demi miała długie paznokcie.
Ok, Justin ogarnij się.
Za chwilę podeszła do nas kolejna dziewczyna. Typowy męski typ. Miała długie zgrabne nogi, blond włosy, które prawie sięgały jej do pasa. Intensywnie zielone oczy. Szorty z wysokim stanem idealnie podkreślały jej kształty.
-Justin, tak ? Jestem Elena.
Słyszeliście te bujdy o głosie syrenki, która tym właśnie uwodziła marynarzy na morzu, prawda? Tak właśnie zabrzmiał głos Eleny w moich uszach. Nieświadomie posłałem jej "ten uwodzicielski uśmiech". Odwzajemniła się tym samym. Również ścisnąłem jej dłoń jak wcześniej jej koleżanki, która teraz patrzyła na nas jak na idiotów. W sumie byliśmy zapatrzeni w siebie nawzajem jak w jakieś dzieło sztuki.
-Więc, Justin...skąd jesteś ? - zapytała Ashley co sprawiło, że oderwałem wzrok od Eleny.
-Kanada.
-Mam rodzinę w Kanadzie. Hokej, syrop klonowy no i przystojni Kanadyjczycy. Znam te klimaty - odezwała się Elena. Z każdym jej kolejnym słowem zdawała się być bardziej perfekcyjna.
***
Mama była w pracy więc na jedyne szczęście jakie powinnam liczyć to to, że Lilly, albo nie zorientuje się, że wyszłam ze szkoły, albo się nie wygada co równało się z zerem. Ale nie mogłam już znieść towarzystwa tego chłopaka. nie twierdzę, że był wkurzający. Może i nawet go polubiłam. Sama nie wiem. Po prostu wolałam być sama. Towarzystwo Justina mi niby nie przeszkadzało tak bardzo, ale to dla mnie nowość. Większość ludzi odwraca się kiedy mnie widzi i nie jestem dziewczyną z jego świata. On pewnie już jutro o mnie zapomni, pozna masę kumpli i dziewczyn, a jedynym jego zmartwieniem będzie fakt, że musi siedzieć ze mną w ławce.
Weszłam do domu i od razu pokierowałam się do mojego pokoju. Bolała mnie głowa. W sumie nic nie jadłam. Ale i tak nie odczuwałam wielkiego głodu więc nie widzę potrzeby pakowania w siebie czegokolwiek. I tak nigdy nie widziałam takiej potrzeby. Mniejsza z tym. Zasnęłam strasznie późno i przebudzałam się w nocy. Włączyłam dźwięki w telefonie i sekundę później byłam już w łóżku.

-Demi!
Dlaczego to zło musiało już wrócić ? 
Dlaczego właśnie wparowało do mojego pokoju ?
Odgarnęłam włosy z twarzy i lekko się podniosłam.
-Znów się zerwałaś z lekcji, myślałaś, że nie zauważę ?
-Powiedzmy. Lilly uspokój się nie jesteś naszą matką.
Chociaż była chyba mniejszą wersją mamy.
-Mogłabyś nie mówić o tym mamie ?
-A co niby z tego będę  mieć ?
-A co będziesz miała z tego jak jej powiesz ? Wiesz jaką mi zrobi awanturę, a wtedy ma też pretensje do ciebie.
-No nie wiem.
Zapomniałam, że to czyste zło ma satysfakcje z każdej kolejnej awantury między mną, a naszą rodzicielką.
-Mamy nie ma przez weekend pozwolę ci zrobić imprezę - Lilly od razu podskoczyła i klasnęła w dłonie - Ale ma mi się tu nie zlecieć cała okolica, nie ma wchodzenia do mojego pokoju, a jeśli mama się dwie czegoś od ciebie to z przyjemnością opowiem jej imprezę ze szczegółami.
-No dobra.
Już się kierowała do drzwi co mnie bardzo ucieszyło, ale jednak jeszcze się odwróciła.
-Dzięki siostra.
-Spoko. Zaraz zejdę na dół i zrobie obiad, ok ?
-Nie spiesz się.
To dobrze, bo nie miałam na to ochoty. Lilly była tylko rok młodsza i nie widzę sensu ciągłego niańczenia jej. Ani ja tego nie lubię ani moja siostra.
Wyszłam spod ciepłego koca czego pożałowałam bo w domu było dość zimno. Mój strój wyglądał już okropnie więc szybko ubrałam dresy i zeszłam na dół, gdzie zastałam Lilly z jej przyjaciółkami. Poczułam ich spojrzenia na sobie. Z racji tego, że są pierwszakami to chcą być "fajne" czyli tak jak ludzie z "mojego otoczenia" wiedziały, że ja to ta, z której robimy sobie żarty, bo nie wygląda jak uczestniczka Top Model tylko wygląda jak słoń. Ale powstrzymywały się teraz, bo pewnie wyrzuciłabym je z naszego domu.
- Zamówić wam może pizze ? - zapytałam stwierdzając, że zrobienie obiadu nie wchodziło w grę, a że koleżanki Lil sąu nas to nie możemy zjeść na mieście.
-Może być
Usłyszałam za sobą głos mojej siostry.
-Hej Demi, tak ? Słuchaj dzięki, że pozwoliłaś Lilly zrobić tą imprezę. Chciałabym, żeby moja siostra była taka.
Odwróciłam się i przy stole stała Jenna - jedna ze świty mojej siostry.
-Spoko. Jestem tyko o rok starsza więc nic szczególnego.
-Dziewczyny wiem kogo koniecznie musimy zaprosić na imprezę!
Ja i Jenna spojrzałyśmy w stronę pozostałej dwójki.
-Myślicie o tym o kim ja myślę ? - to było pewnie pytanie retoryczne, bo całej trójce rozbłysły się oczy. Może one mają jakoś połączone mózgi ?
-No pewnie! Demi widziałam, że gadałaś dziś z tym nowym Justinem może zaprosisz go na imprezę.
Totalnie wmurowało mnie w ziemię. Tylko nie on.
-To twoja impreza mnie w to nie mieszaj. Z resztą myślałam, że zaprosisz ludzi z waszego rocznika.
-No, ale Justin to takie ciacho. Powiemy mu, żeby wziął kogoś ze sobą i zaprosimy parę miłych osób z drugich klas.
-Genialny pomysł - pisnęła Emma. Czasem myślę, że ma tylko jedną  połowę mózgu.
-Idę zamówić to pizzę.
***
-Myślałaś, że się nie dowiem mała zdziro!
Krzyk mamy roznosił się po całym domu. Nie dowiedziała się od Lil tylko od Lawson, która do niej zadzwoniła. 
-To był twój ostatni raz. Jesteś nikim, masz beznadziejne oceny, beznadziejnie wyglądasz. Nie dziwię się, że nawet nie masz ani jednej koleżanki.
Wlepiałam wzrok w podłogę i próbowałam powstrzymać łzy. Z jej ust wylatywały to kolejne wyzwiska.
-Ciagle mnie okłamujesz, jesteś dokładnie taka jak twój popierdolony tatuś. Może też zaczniesz chlać jak on ? Jak ci tu tak źle to znajdź go sobie i możesz do niego wypierdalać.
Zaczęła mną szarpać, a ja byłam tak bliska płaczu, że jedyne czego potrzebowałam to w końcu znaleźć się w łazience.
Kiedy tak po prostu wyszła z salonu pobiegłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Osunęłam się po nich i się rozpłakałam. Jak zawsze. Od rozwodu rodziców między mną a matką nie było dobrze. Chciała, aby jej córki zawsze były najładniejsze i najlepsze w klasie co jak widać jej nie wyszło. Nigdy głośno nie płakałam. Nie chciałam, aby słyszała. Kiedyś gdy wyszłam zapłkana z pokoju po awanturze to zapytała się "Co mi niby teraz jest?"
Wszyscy mnie nienawidzili. Cała rodzina. Ojciec o mnie zapomniał, dla matki nigdy nie będę wystarczająco dobra, a ludziom ze szkoły...nawet nie wiem co im takiego zrobiłam, że mnie nienawidzą.
Poszłam do łazienki zrobić coś co ostatnio było dla mnie rutyną.
***
Dźwięk mojego budzika był już taki irytujący, ze musiałam nareszcie wstać.
Piątek.
 Nareszcie wolne od ludzi. Omijając tylko dzisiejszy wieczór, czyli imprezę Lilly. Nadal ją urządza, bo ona się nie wygadała. Nawet wspomniała, że jej przykro. Wiedziałam, że to moja wina. Każda awantura była moją winą.
Dodatkowo mój kolega z ławki nadal nie odpuszczał i coraz mniej miałam ochotę na przebywanie w jego towarzystwie.
Weszłam pod prysznic i puściłam sobie dość gorącą wodę. Czego pożałowałam, bo rany na udzie jeszcze mnie szczypały. Wyszłam po dziesięciu minutach. Pokręciłam włosy i ubrałam się. Nie miałam ochoty na makijaż,  ale miałam podkrążone oczy i pan wszystko wiedzący Justin zadawałby milion pytań.
Na moje szczęście Justina dziś nie było. Dzień zleciał mi w ekspresowym tempie, bo za chwilę znów byłam w domu. Lilly kończyła wcześniej więc kiedy weszłam, ta już rozstawiała różne smakołyki.
-O której imprez?
-O szóstej.
-Jest czwarta. Daj pomogę ci.
Zaczęłam wyjmować z szafki wcześniej zakupione czerwone plastikowe kubki, napoje, chipsy i wszystko inne czego szesnastolatki potrzebują na imprezach. Odsunęłyśmy w salonie kanapy tak, aby ci napaleńcy mieli jak tańczyć. Kiedy Lil poszła się szykować, ja pochowałam rzeczy które łatwo było zepsuć lub, za które moja matka by zabiła.
Dzwonek do drzwi.
Otworzyłam i zastałam tam świtę mojej siostry. Wpuściłam je do środka, a one od razu pokierowały się do jej pokoju.
Z tym wzrokiem "i tak jesteśmy lepsze od ciebie".
Było już około ósmej. Od czasu do czasu tylko sprawdzałam co się tam dzieje, a i tak siedziałam w swoim pokoju. Kojarzyłam niektóre osoby, ale nie znałam niczyjego imienia.
Trochę zazdrościłam Lilly, pewnie fajnie jest mieć pełno przyjaciół, imprezować i samo posiadanie kogoś kto zawsze jest przy tobie też jest fajne.
Mam Sophie, ale i tak w życiu jej nie powiem jaka jest prawda. Ona ma wszystko czego by zapragnęła. Nie zrozumiałaby dlaczego tak ze mną jest, a nie inaczej.
Nie zorientowałam się, że płakałam. I tak często to robię.
Pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. Jakim cudem ich nie zamknęłam na klucz.
-Można ?
Usłyszałam za sobą znany mi głos, który w pewien sposób mnie uspokoił. Niby nie chciałam jego towarzystwa i ciągle starałam się go unikać, ale on chciałby mnie poznać, a ja bym go tylko okłamała.
Odwróciłam się w stronę drzwi, wytarłam łzy z policzków i poprawiłam sweter. Patrzył się na mnie...z politowaniem ?
-Hej Dems co jest ?
Uklęknął przede mną i na mnie spojrzał. Unikałam jego wzroku, ale coś zmuszało mnie do spojrzenia w jego czekoladowe oczy.
Zobaczyłam w nich troskę ? Nie wiem. W sumie nikt się tak na mnie nie patrzył. Nikomu przecież na mnie nie zależało. Nie wiem jak to jest.
-Demi nie płacz proszę.
Złapał moje dłonie na co się lekko wzdrygnęłam. Moje były lodowate, a jego ciepłe. nie jestem przyzwyczajona do czyjegoś dotyku.
-Idź sobie - powiedziałam to niesłyszalnie. Nie chciałam, żeby pomyślał, że poczułam się trochę lepiej. Co było prawdą. Tylko jakim cudem ? Przecież Justin tylko tu jest i nie robi nic szczególnego.
-Dlaczego znów mnie olewasz, co? Może znamy się jakiś tydzień, a nawet krócej, ale serio chciałem cie lepiej poznać. Nie wyjdę stąd dopóki nie przestaniesz płakać i nie poczujesz się lepiej. Nie oczekuje, że coś mi powiesz. Pewnie marzysz, żebym stąd wyszedł jak zawsze, ale nienawidzę jak dziewczyna płaczę. To mi łamie serce Dems. Dlatego możesz nawet zacząć mnie bić, wyzywać, krzyczeć- ja i tak stąd nie wyjdę.
Na mojej twarzy pojawił się...pół uśmiech. Nie wiem co to było. Justin myślał, że może zbawić cały świat. Ale tak nie było.
Usiadł obok mnie i niepewnie objął ramieniem. W pierwszej sekundzie miałam się wyrywać, ale poczułam to wsparcie, którego mi brakowało i pozwoliłam Justinowi, aby przytulił mnie mocniej.
***
Ding, ding,ding! Rozdział chyba dłuższy, co ?
Sprawa numer jeden.
Pod tym postem zbieram informowanych oficjalnie więc zostawiajcie swoje nicki z twittera jeszcze raz jak możecie (przepraszam jeśli to dla was kłopot)
Sprawa numer dwa.
Informuję tylko i wyłącznie przez twittera. Nie na gg czy czymś innym. Przepraszam, ale nie używam tego komunikatora za często i zapewne bym nie pamiętała.
Sprawa numer trzy.
Nie pytajcie, nie wiem kiedy następny rozdział.
Nie bójcie się sprawy nie potoczą się szybko.
Jeśli macie pytania to zapraszam na mój ask. Jest w zakładkach.
Jeśli macie bloga, zostawiajcie mi linki. Czytam wszystko co mi podrzucicie i możliwe. Tu też pojawi się zakładka polecanych jak na RBMS :)
Uzupełniłam bohaterów więc tam również zapraszam. 
Wielkie dzięki za 10 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Mam nadzieje, że mnie nie zostawicie.
Kocham Was .

sobota, 16 marca 2013

One

Szczerze nie wiedziałam już kogo za to obwiniać. Siebie ? Rodzinę ? Ludzi ze szkoły ? Miałam dość kończenia każdego dnia płacząc w poduszkę. Mam dość ciągłych kłótni na temat tego jaka jestem beznadziejna, że nie mam najlepszych ocen w szkole, że się obijam. Mam dość żartów w szkole, które niby nie są "na serio". Nie jestem szczupła jak te wszystkie modelki, ale to widać wystarczy, aby mieć powód, żeby sobie ze mnie żartować. Mm dość tego, że ojciec okazał się takim dupkiem i odkąd małżeństwo moich rodziców się rozpadło, on zapomniał o tym, ze ma córki. Miałam dość. Każdej osoby z mojego otoczenia. Każdego kolejnego dnia. Codziennie wstawałam z myślą, że ktoś tam na górze musi mieć niezłą zabawę tak mieszać mi w życiu skoro jeszcze pozwala mi się budzić.
Tak też jest dzisiaj.
Obudziłam się, ale nie chciałam otwierać oczu. Nie widziało mi się za godzinę znów być w szkole i patrzeć na tych wszystkich fałszywych ludzi. Zsunęłam z siebie kołdrę co okazało się błędem, bo zimne powietrze od razu mnie dorwało. Założyłam na siebie czarną bluzę i pokierowałam się do kuchni. Miałam szczęście, że mama, albo była w pracy, albo jeszcze spała kiedy ja musiałam iść do szkoły.Ostatecznie mijałam się z moją szesnastoletnią siostrą Lilly, która i tak większość czasu przed szkołą spędza w łazience. Przyszykowałam sobie kawę i wróciłam do pokoju. Pociągałam małe łyki gorącego napoju pakując się i wybierając ubrania do szkoły. Po szybkim prysznicu wysuszyłam moje długie brązowe loki i związałam je w wysokiego kucyka. Po nałożeniu lekkiego makijażu ubrałam sie i z niechęcią mogłam przyznać, że jestem gotowa do wyjścia.
-Podwieziesz mnie do szkoły ?
Przed moimi oczami ukazała się blondynka mojego wzrostu, ubrana w kwiecista sukienkę i jeansową kurtkę. Lilly. Ciągle zapominam, że też jest już w liceum.
-Skoro tak. Mam nadzieję, że jesteś już gotowa, bo wychodzę.
-Pewnie.
Nigdy nie rozumiałam dlaczego byłam miła dla tego uosobienia zła. Jest jak Regina z "Wrednych dziewczyn" wśród pierwszoklasistek. Wróciłam jeszcze do pokoju po torbę i poszłam do garażu. Lilly już siedziała w samochodzie podśpiewując sobie jedną z piosenek Cer Lloyd i jak zwykle wlepiając wzrok w swojego IPhone.
Odpaliłam auto i włączyłam radio. Wolałam  jakieś stare piosenki niż jej irytujący głos. Na szczęście oprócz radia nikt się nie odezwał. Po dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Lilly szybko opuściła mój samochód i podbiegła do swojej świty także rodem z filmu "Wredne dziewczyny".
Kiedy weszłam do szkoły jak zawsze czułam, że każdy patrzy się na mnie i sobie żartuje. Mimo, że nie znałam większości osób. Mimo,że to pewnie nie była prawda. Szybko weszłam do klasy, gdzie jak zawsze był już Roger - klasowy kujon. Kiedy mi pomachał tylko się lekko do niego uśmiechnęłam i poszłam do mojej ławki. Dokładniej to ostatniej ławki w pierwszym rzędzie obok okna. Czyli nudne widoki na boisko szkolne, ale też słaby widok na mnie więc nauczyciele nie bardzo zwracają na mnie uwagę. Drugie miejsce w ławce było puste. Od września. Sophie - moja najlepsza przyjaciółka przeniosła się do prywatnej szkoły. I jakoś nikt nie wyraził chęci na zajęcie jej miejsca. Nawet Roger, który nigdy chyba nie miał towarzysza w ławce.
Kiedy rozległ się dzwonek ludzie zaczynali się schodzić do klasy, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Czekałam na pierwszy żart ze strony moich "znajomych". Ale dziś każdy, a raczej każda z dziewczyn była pochłonięta swoimi rozmowami bardziej niż zwykle.
Przerwała im pani Lawson- nauczycielka angielskiego i jednocześnie nasza wychowawczyni.
-Dzień dobry kochani.
Nadal zastanawiam się czemu mówi na nas "kochani" każdego ranka w poniedziałek. Ta kobieta szczerze nienawidzi swojej pracy i nastolatków.
- Jak mówiłam Wam już w piątek dołacza do Was nowy uczeń, który...
I w tym momencie drzwi jak na zawołanie się otworzyły, a wzrok wszystkich był skierowany na chłopaka w drzwiach.
-Dzień dobry panie Bieber, właśnie o panu mówiłam. W tej szkole rozpoczynamy lekcje równo z dzwonkiem.
-Przepraszam - powiedział wysyłając Lawson taki uśmiech, że pewnie spadło jej ciśnienie i chociaż trochę pokochała swoją pracę.
-No nic, ale ma to być pierwszy i ostatni raz. Usiądź z panną Demetrią.
Kiedy zorientował się o kim mówi nauczycielka, cóż jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Więc nie wiedziałam, czy za chwile poślę jakąś obelgę w moją stronę jak to robi większość ludzi w tej szkole jak mnie widzą. Mi osobiście ten pomysł się nie podobał. Byłam dość nieśmiała i podobało mi się samej w tej ławce. Zanim ten nowy doszedł do mojej ławki, czułam jak wszystkie dziewczyny zabiłyby swoją koleżankę, aby tylko Bieber usiadł z nimi.
-Mogę ?
Kiedy usłyszałam jego lekko zachrypnięty głos moje oczy od razu go przejrzały. Miał na sobie czarne spodnie, które były tak opuszczone z jego tyłka, że zleciałby za jednym lekkim dotknięciem. Szary podkoszulek był tak opięty, że kiedy lepiej się przyjrzałeś to zauważyłeś idealnie wyrzeźbiony brzuch. Jego ramiona były zasłonięte przez granatową bluzę. Powiedziałabym coś o jego idealnej fryzurze, ale skupiłam się na czymś innym. Jego oczach. Miały intensywny kolor czekolady. No wiecie takiej mlecznej czekolady. Kiedy się uśmiechnął jedyne co potrafiłam zrobić to...skinąć twierdząco głowa na tak.
-Demetria, tak?
Wmurowało mnie w ziemie kiedy się do mnie odezwał. Wolałam, żeby się nie odzywał czy coś.
-Tak.
-Ładne imię.
-Może być.
Pewnie zauważył, że nie jestem chętna do rozmowy, ale on się nie poddawał.
-Jestem Justin.
Moje oczy samowolnie na niego spojrzały. Siedział blisko. Zdecydowanie za blisko.
-Czemu ze mną gadasz ? - zapytałam nie wiedząc czemu. Mój mózg działa jakoś inaczej.
-A czemu nie ?
-Wiesz mała lekcja na początek. Ze mnie się żartuje, a nie gada. Proponuje zawierać znajomości z Ashley i Eleną. Wyjdzie ci na zdrowie.
-Cóż nie wiem o co ci chodzi, ale ja nie jestem taki jak te dwie blondynki w pierwszej ławce.
Do końca lekcji nie zamieniliśmy już słowa. Na szczęście. Próbowałam unikać świata, aż do przerwy obiadowej.
-Demetria ?
Odwróciłam się na pięcie, żeby zobaczyć kto to. Tylko nauczyciele mówią na mnie Demetria. Za czym nie przepadam. No,a teraz też...
-Justin.
-Wiesz teraz jest przerwa obiadowa i pomyślałem, że może mógłbym usiąść z tobą na stołówce...
Zapytał niepewnie, ale było to słodkie.
-Dlaczego ja ?
-No wiesz. W sumie nie poznałem nikogo fajnego. Oprócz ciebie.
O mój Boże.
-Umm byłoby ok, ale ja nie chodzę na stołówkę.
-Dlaczego ?
"Bo nie jadam"
"Nienawidze tych ludzi"
-Tak wyszło.
-Ok.Mogę ci zadać jedno pytanie ?
-Mhm.
-Jestem brzydki? Śmierdzę ? Czy po prostu mnie nie lubisz ?
Na te pytania lekko się zaśmiałam.
-Pytam serio.
-Dlaczego myślisz, że cię nie lubię ?
-Dawałaś mi to do zrozumienia na angielskim. No i teraz.
-Przepraszam. To nie tak. Po prostu nie przepadam...za ludźmi.
Tak. Pięknie Demetrio Devonne Lovato jeszcze mu opowiedz historię swojego życia.
 -Dlaczego ?
-To trochę osobista sprawa. Dla mnie to nowość, że ktoś mówi mi, że jestem fajna od reszty i chce zjeść ze mną obiad, ok ?
Chłopak westchnął i spuścił głowę.
-Ok...
-Jeśli nie czujesz wielkiej potrzeby bycia na stołówce to mogę spędzić z tobą trochę czasu.
Justin od razu się rozpromienił i podszedł bliżej.
-Dzięki.
***
Stary dobry motyw opowiadania, czyli Justin jako nowy w szkole.
Jeśli czytasz mój pierwszy blog to pewnie myślisz
CZEMU TA LASKA BIERZE SIĘ ZA DRUGIEGO JAK NIE MA CZASU NA PIERWSZEGO.
Oh,oh miałam chwile załamania gdzie chciałam usunąć right-by-my-side, ale obiecałam sobie doprowadzić go do końca. Więc nie bójcie się.
Pierwszy rozdział więc jak wiecie proszę bardzo o komentarze. O szczerą opinię, o krytykę, o cokolwiek.
Jeśli ci się spodobało i chcesz być informowany to wpisz swój nick z twittera w komentarzu lub napiszcie do mnie tam.


Bohaterowie

Demetria Lovato


Justin Bieber

 

Pozostali :

 

Sophie

 

Luke

 

Jensen

 

Lilly