niedziela, 23 czerwca 2013

Seven

Budzik był dzisiaj wyjątkowo wkurzający. Ale byłabym bardziej zła, gdyby nie fakt, że dziś znowu mam zobaczyć się z Jensenem. Wyszłam z łóżka i leniwym krokiem ruszyłam na dół do kuchni. 
-Dzień dobry- usłyszałam szorstki głos mamy. Ona chyba już nawet nie stara się być dla mnie miła. 
-Dobry - odpowiedziałam siadając na kanapie w salonie. Stanęłam na Comedy Central, gdzie leciały stare odcinki Jak poznałem waszą matkę.
-Wychodzisz, gdzieś dzisiaj?
-Możliwe- odpowiedziałam obojętnie próbując skupić się na serialu.
-Opowiedz normalnie! - tutaj już uniosła głos. 
-Tak, wychodzę. 
-Ja wyjeżdżam na cały weekend. Lilly śpi u dziewczyn. 
-Znowu wyjeżdżasz? Gdzie?
-Nie interesuj się wszystkim. Powinnam być w poniedziałek rano. Zostawiam Wam pieniądze. Powiedz Lilly, że bez żadnych imprez. 
Nie zdążyłam nic powiedzieć. bo złapała torbę, której wcześniej nie widziałam i wyszła. czy jest ktoś na tym świecie kto ma mniej życia towarzyskiego niż ja?
Po obejrzeniu trzech kolejnych odcinków serialu, stwierdziłam, że czas się ogarnąć. Wzięłam długi odprężający prysznic. Po wyjściu z kabiny owinęłam się ręcznikiem i zaczęłam szczotkować zęby.
Po tej czynności wysuszyłam włosy i związałam je w wysokiego kucyka. Ubrałam się i poszłam do mojego pokoju. Nałożyłam lekki makijaż i akurat usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko zbiegłam po schodach o mało co się nie przewracając.
-Cześć - powiedziałam kiedy tylko zobaczyłam Jensena.
-Ktoś tu ma dobry humor- przywitał mnie buziakiem w policzek na co od razu się
zarumieniłam.
-Co dziś robimy? - zapytałam chyba ze zbyt dużą ekscytacją w głosie. 
-Przyznam się bez bicia, że w sumie nic szczególnego nie planowałem- opowiedział zmieszany co wyglądało uroczo. 
-To nic, w sumie jestem sama więc możemy tutaj zostać i coś obejrzeć. 
Wpuściłam go do środka i pokierowałam do salonu. Po długim wybieraniu filmu zdecydowaliśmy się na Ostatnią Piosenkę. Wiedziałam, że poszedł mi na rękę kiedy zaczęłam marudzić, że to jeden z moich ulubionych. Usadowiliśmy się wygodnie na kanapie. Mimo że próbowałam zachować pewien dystans, to Jensen ciągle się przybliżał, aż otoczył mnie swoim ramieniem. Starałam się siedzieć tak, aby żadna z moich blizn nagle nie wyszła na wierzch i czegoś nie popsuła. Odległość między nami była minimalna, żeby nie powiedzieć zerowa. Może było miło, ale nie do końca komfortowo. Przecież nie jesteśmy razem, ani z tych rzeczy. 
Wiedziałam, że chłopak przygląda się mi, a nie skupia się na filmie już od kilku minut. 
-Jesteś taka piękna - powiedział w końcu. Nie chcę sobie nawet wyobrażać jak czerwona teraz byłam. Jensen lekko pochylił się w moją stronę. Myślę, że panika to za małe słowo, aby opisać to co się teraz dzieje. 
1. Nigdy się nie całowałam.
2. Nie wiedziałam czy to ten właściwy, bo mój pierwszy pocałunek miał być przecież wyjątkowy.
3.Nawet nie jestem z Jensenem.
Była tylko jedna rzecz, którą mogłam zrobić. 
Twarz chłopaka od razu się skrzywiła, co wyglądało dość zabawnie. Tak dokładnie kaszlnęłam mu prosto w twarz. 
-Bardzo Cię przepraszam Jensen- powiedziałam najsłodszym tonem na jaki mogłam się zdobyć, ale chyba to nie wystarczyło.
-Oszalałaś? Przecież ty mi prawie naplułaś prosto w twarz!
Wstał z kanapy, wycierając twarz o swoją koszulkę. Czy powiedzenie, że robiłam to w obronie własnej byłoby właściwe? Teraz czułam się jak najbardziej tępa osoba na świecie. Mogłam to zrobić. Chociaż jedną rzecz bym miała za sobą. Mogę jedynie obwiniać siebie. Zakryłam twarz w dłoniach i usłyszałam tylko jak Jensen opuszcza mój dom. Przez to, że tyle myślę niszczę wszystko wokół. Obwiniam zawsze za wszystko moją rodzinę, ale może to ja jestem tu jednym winnym? Przecież to ja odpycham ludzi. Ja jestem beznadziejna. Ja jestem gruba. Ja wyglądam jak wyglądam. Nikt za mnie tego nie robi. Jestem jedyną, którą tu trzeba obwiniać. I należała mi się za to kara. Zasłużyłam sobie na tyle cierpienia. Jestem nawet na tyle beznadziejna i tchórzliwa, że nie potrafię tego skończyć. Zasłużyłam sobie na wszystko co mnie spotkało.
Nie kontrolowałam łez, które spływały mi po twarzy niszcząc makijaż. 
Pukanie do drzwi.
 Nie chciałam nikomu otwierać, ani nie miałam ochoty już nikogo. Była tylko jedna rzecz, którą chciałam dziś zrobić, potem po prostu zasnąć. 
Ale pukanie nie ustąpiło. 
Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez tak zwanego judasza. 
Zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Byłam wystraszona, że akurat teraz przyszedł. Po tym co się stało. Ale też  poczułam się lepiej, że mógłby być tutaj przy mnie. Własnie teraz. Osunęłam się po drzwiach i wiedziałam, że  płaczę głośniej, ale tego nie kontrolowałam. Chciałam odejść od drzwi, pójść do pokoju i to zrobić. jak prawie każdego wieczoru. Ale coś mi nie pozwalało. 
Czułam jak przesuwam się lekko razem z drzwiami. Ciche westchnięcie wydobyło się z jego ust. Nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Mimo wszystko on usiadł obok mnie. Nie oczekiwał niczego. Jak zawsze. Chciał po prostu przy mnie być. otoczył mnie swoimi ramionami, a ja znów głośno płakałam. Ogarnął kosmyki włosów z mojej twarzy, które wydostały się z mojego kucyka. Ocierał moje łzy kciukami, które nieustanie spływały po mojej twarzy. Mój płacz uspokoił się po paru minutach. Nadal byłam w objęciach Justina. Kiedy pocałował mnie w czubek głowy musiałam mocno zacisnąć powieki, aby kolejne łzy nie wydostały się z moich oczu. Odważyłam się na niego spojrzeć. Miał łzy w oczach. Myślał, że jest bezradny. A tak na prawdę dziś mnie powstrzymał od Tego. 
-Proszę zostań ze mną- wyszeptałam znów się w niego wtulając. 
-Jesteś pewna, że tego chcesz? 
-Potrzebuje Cię. 
Jus mocniej mnie przytulił. Pierwszy raz w życiu czułam się bezpieczna. Własnie w tym momencie zrozumiałam, że mu ufam. 
-Chodź pewnie jesteś zmęczona- powiedział pomagając mi wstać, ale nadal mnie przytrzymując jakbym miała się nagle złamać.
-Nie jestem. 
Mimo to, Justin ruszył do mojego pokoju ciągle trzymając mnie w pasie. Usiadłam na łóżku, a Justin obok mnie cały czas dokładnie mnie obserwując swoim smutnym wzrokiem. 
-Przepraszam- wyszeptałam na co chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem. 
-Niby za co?
-Za to, że cię odrzucałam, krzyczałam, nie odzywałam się, uciekałam...
-Nawet przez sekundę się na ciebie nie złościłem więc nie mam pojęcia czemu za to przepraszasz. 
-Ale też dziękuje. Za dzisiaj i za każdy raz kiedy starałeś się do mnie dotrzeć. 
Na jego twarz wkradł się lekki uśmiech przez co również się uśmiechnęłam. 
Pierwszy krok do wyzdrowienia: przyjąć pomoc.
-Dasz sobie pomóc? - zapytał jakby czytając mi w myślach.
-Postaram się. 
-Ale wiesz, że jeśli mam ci pomóc to muszę wiedzieć co się dzieje. Oczywiście nie naciskam, jeśli potrzebujesz czasu to poczekam. 
-Nie jest okey. Tylko sama nie wiem od czego powinnam zacząć...
-Najlepiej od początku, małymi kroczkami. 
Zaczęłam od rozwodu rodziców, aż do dzisiejszego wieczoru. Justin przez cały ten czas uważnie mnie słuchał. Nie przerywał mi. Patrzył na mnie ze smutnym wyrazem twarzy za każdym razem kiedy wspominałam o samookaleczeniu i głodzeniu się. Kiedy skończyłam, Justin się nie odezwał. 
-Oddałbym wszystko, aby być przy tobie przez te wszystkie lata. Niczym sobie nie zasłużyłaś na coś takiego i nie masz prawa tak myśleć. jesteś piękna i warta więcej niż każdy idiota na tym świecie, który kiedykolwiek pozwolił sobie powiedzieć coś złego na twój temat. Uwierz mi są ludzie dla których jesteś idealna, jesteś spełnieniem marzeń rozumiesz? Będę tu dla ciebie już zawsze i nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. Będę starał się uczynić twoje życie trochę lepszym. Musisz mi uwierzyć, że będzie tylko lepiej. Nie pozwolę wyrządzić ci już sobie żadnej krzywdy. Naprawię Cię. Obiecuje. 

***
Sama płakałam jak pisałam wypowiedź Justina. 
Te słowa są w pewnym sensie napisane ode mnie dla Was. 
Rozdział miał być wczoraj, ale nie byłam w stanie dokończyć go, ponieważ byłam zbyt wstrząśnięta tragedią w rodzinie Demi. 
Kocham Was xx
PS Następny powinien pojawić się w tygodniu :) 

sobota, 15 czerwca 2013

Six

-Demi coś się stało?
Usłyszałam ten łagodny ton matki zza drzwi. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Czułam jak wszystko dookoła  mnie irytuje, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
-Demetria Devonne otwieraj drzwi!
Wstałam z łóżka i przekręciłam kluczyk. Nie minęła sekunda a przede mną stała mama.
-Coś się stało?
O teraz obudził się w niej matczyny instynkt.
-Daj mi spokój - wybąkałam i minęłam ją. Wybiegłam z domu mając nadzieje, że ona nie wybiegła za mną czy coś.
Bo przecież łatwiej jest uciec niż spróbować.
Nie wiem jak daleko byłam od domu. Szłam przed siebie i pozwalałam, żeby łzy spływały mi po policzkach. Pewnie dawałam kolejny powód do śmiechu innym ludziom. Było mi już bez różnicy. Tak myślę. I tak się śmieją. Jestem na to skazana.
Zaczynało się ściemniać. Patrząc na siebie mogę ze spokojem stwierdzić, że nie padnę ofiarą gwałtu czy coś. Przysiadłam na krawężniku i popatrzyłam w niebo. Ten moment jest jednym ze spokojniejszych w moim życiu.
-Przepraszam, nic ci nie jest?
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą wysokiego bruneta.
-Nie, nic się nie stało- wybąkałam bardziej do siebie niż do niego. Dlaczego on w ogóle się przejął.
-Można się przysiąść?- najwidoczniej nie czekał na moją odpowiedzieć. Usiadł zachowując pewien dystans.
-Chusteczkę? - spojrzałam na jego dłoń, w której trzymał opakowanie chusteczek. Wyciągnęłam jedną i lekko się uśmiechnęłam od mojego towarzysza.
-Dziękuje.
-Chłopak?- zapytał kiedy otarłam ślady płaczu z mojej twarzy.
-Nie do końca.
-Ale jednak- odpowiedział z uśmiechem, który był zarażający. Odwzajemniłam gest. Dopiero teraz dokładniej mu się przyjrzałam. Miał piękne błękitne oczy, jego włosy były w ładnym nieładzie. O ile istnieje coś takiego.
-Jensen- wyciągnął do mnie rękę.
-Demi- lekko ścisnęłam jego dłoń, ale zaraz potem puściłam.
-Chodź zabiorę cię na kawę, pewnie zmarzłaś.
-Nie, nie trzeba.
-Nie daj się tyle prosić, Demi.
-No niech będzie.
***
-Awww nasza Demi ma randkę - zagruchała mi Sophie do telefonu.
-Jeju Sophie, spokojnie. Po prostu się widzimy jak zwykli znajomi i tyle. Znamy się dopiero kilka dni.
-Tak, tak mów co chcesz- powiedziała śmiejąc się.
-Ok, kończę.
-Tylko zadzwoń jak wrócisz!
Rozłączyłam się mimo, że Sophie pewnie nie skończyła. Przebrałam się i zeszłam na dół. Jak zwykle pusto. Kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi, uśmiechnęłam się sama do siebie. Jednak kiedy otworzyłam drzwi mój uśmiech, gdzieś zniknął. Nie była to osoba, którą chciałam zobaczyć.
Wyglądał jakby własnie kamień spadł mu z serca.
-Hej- mruknął nieśmiało co było do niego nie podobne. Gdzie ten rozgadany Justin?
-Cześć. Przepraszam, ale nie bardzo mam czas.
-Chciałem się tylko...upewnić czy nic ci nie jest. Nie było cię w szkole parę dni i ...
-Nie kończ, nie potrzebuje nagle litości.
-O co ci chodzi?
-O nic. Nieważne. Musisz już iść.
-Demi proszę...
-Hej wszystko w porządku?
Na ten głos ja i Justin spojrzeliśmy w tym samym kierunku. Jensen stał na werandzie mojego domu widocznie zdziwiony.
-Tak jest ok. Do widzenia, Justin.
Zamknęłam drzwi i wyminęłam chłopaka podchodząc do Jensena. Ten objął mnie w pasie i odeszliśmy zostawiając Biebera samego.
***
Mijały kolejne dni a z Jensenem robiło się coraz "milej" jeśli wiecie co mam na myśli. Justin jak zawsze nie chciał dać za wygraną, ale udawało mi się go unikać. Co nie było łatwe.
-Jesteś pewna, że nie chcesz iść na bal? - wypytywał mnie Jensen przez telefon.
-Tak jestem pewna.
-No okej, ale nie pozwolę ci tak siedzieć w domu, jasne?
-No dobra- zachichotałam jak te głupio zakochane nastolatki w filmach.
Demetria co się z tobą dzieje?
- Zadzwonie jutro, dobra?
-Pewnie.
-Słodkich snów, piękna.
Poczułam jak policzki, aż mi płoną.
-Dobranoc, Jensen.
Rozłączyłam się i ułożyłam wygodnie w łóżku.
Z jednej strony cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak Jensen. Oczywiście niczego o mnie nie wie więc może dlatego mnie lubi? No, bo chyba lubi tak? Nie był z mojej szkoły i nie oceniał mnie jak wszyscy inni. Był opiekuńczy, kochany i słodko się uśmiecha. No i po prostu jest...
Bałam się. Oczywiście. Bo co jeśli mu zaufałam zbyt szybko? Nawet Justina nie chciałam do siebie dopuścić...
No własnie. Justin. Unikałam go jak ognia. A to tylko dlatego, że jestem tchórzem, bo nie potrafię z nim porozmawiać.A w pewnym sensie czułam jak go potrzebuje. Jak potrzebuje jego nachalności. Jak potrzebuje tego w jaki sposób się troszczy i martwi. Gdzieś tam głęboko ufałam mu. Czułam to. Ale nie wiem czy jestem gotowa kogoś wpuścić tutaj, do tej ciemnej rzeczywistości.
***
Demetria co ty w ogóle wyprawiasz jak ty masz być z Justinem!

"Dziewczyna znika na ponad miesiąc i daje takie szito"
No to chyba wróciłam. Tak sądzę. Wiecie różnie to ze mną bywa. Chciałam Wam nareszcie przedstawić Jensena wooooo.
Chciałam bardzo przeprosić za moją nieobecność, że pousuwałam wszystkie blogi, twittera. Co i tak przywróciłam po jakimś czasie, bo jestem przywiązana do Was. Nigdy nie miałam tak cudownych czytelników jak WY.
Miałam odejść i co prawda tamte dwa blogi nie wrócą, ale o tym zaraz.
Nie potrafiłam zostawić Was z niczym. Myślałam o tym, że może jednak komuś zrobi się chociaż troszeczkę smutno jeśli nic się nie potoczy. Dlatego zasiadłam przed komputerem i przywróciłam własnie to opowiadania jak i twittera.
Chcę tutaj przeprosić czytelników Janell. Nie mam zamiaru tego przywracać. Robiły się z tego flaki z olejem i naprawdę już nie miałam pojęcia jak to dalej rozwinąć. Byliście ze mną rok i dziękuje Wam bardzo za to. Nawet nie macie pojęcia jak bardzo. Jeśli będziecie chcieli to przywrócę go, ale samą pierwszą część.A może ktoś z Was chcę dalej o nich pisać? Mogę go oddać w dobre ręce, na prawdę. Sama chętnie poczytałabym ich dalsze losy pisane przez kogoś z Was!
Jej się rozpisałam. Ok to tak raczej rozdział co weekend, może częściej no bo wiecie wakacje i w ogóle.
Jeśli macie nowe nicki na twitterze to powiadomcie mnie. Kocham Was xx