sobota, 4 maja 2013

Zawieszam.

Niestety przychodzę do Was ze złą wiadomością.
Zawieszam oba blogi na czas nieokreślony.
Brak czasu.
Brak weny.
A nawet brak chęci.
A wiecie, że nie lubię pisać rozdziałów, bo muszę. Chcę to pisać, bo chcę. Rozumiem jeśi jesteście źli.
 Nie mam głowy teraz do tego. Maj mam zapchany sprawdzianami, kartkówkami i innym cholerstwem. Muszę się poprawiać. Na dodatek mam częstsze wizyty u lekarza.
Bardzo was przepraszam, ale zmęczyło mnie pisanie (tu zacytuje MeGosia) wypierdków mamuta o 4 nad ranem. Chcę mieć lepsze rozdziały i dłuższe.
Wiem, że zadowoliło by was to, że rozdziały były co tydzień, ale stawały się gorsze. Pisałam, bo nie chciałam was zawieść. Niestety nie mogę postawić blogów na pierwszym miejscu i poświęcać im cały mój czas. A chciałabym na prawdę.
A kiedy wrócę to obiecuję poprawę.
Uwierzcie mi lepsza jest przerwa niż dodawanie takiego gówna.
Tak na obu blogach napisalam to samo.
Kocham Was xx

środa, 1 maja 2013

Five

*jakieś dwa tygodnie później*

Spojrzałam na zegarek. Kurwa.
Moje ciało automatycznie się podniosło. Popołudniowa drzemka wymknęła się trochę spod kontroli. Poszłam do łazienki, aby pofalować włosy i się przebrać. Sama byłam zaskoczona w jak szybkim tempie udało mi się to zrobić.
Zeszłam na dół. Mamy nie było.Ostatnio nie było jej w domu częściej niż zwykle.NIe, żeby mi to nie przeszkadzało. Unikałam kontaktu z nią.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły.
-Można?
Spojrzałam w tamtą stronę chociaż wcale nie musiałam.
-Pewnie, wchodź. Ale nie jestem pewna czy Lil jest w domu- powiedziałam do Emmy, która na wejściu zdjęła swoje szpilki.
-Nawet jeśli jej nie ma to nic. W pewnym sensie przyszłam do ciebie.
-Do mnie? Dlaczego?
-Przyjaźnisz się z Justinem, prawda?
-Przyjaźń to za duże słowo. No, ale do rzeczy.
-Pomyślałam czy nie mogłabyś może...- dziewczyna zaczęła się jąkać i wiercić. To było dość irytujące.
-Emma nie mam czasu, zaraz muszę wyjść.Mów o co chodzi.
-Bo będzie bal i pomyślałam, czy nie mogłabyć zapytać Justina czy ma już partnerkę i wiesz...
-Nawet nie wiem czy idzie. Nawet jeśli to pewnie idzie z Eleną. Przepraszam muszę lecieć.
-Ok, cześć.
-Pa.
Wyszłam z domu i ruszyłam w umówione miejsce.Nie wiem dlaczego w ogóle Emmie przyszło do głowy. Justin i Elena to była sprawa oczywista. Jedyne co zostało każdej napalonej na niego lasce to obserwowanie go z daleka.
-Cześć - usłyszałam przed sobą znajomy głos.
 -Hej, Sophie.
Ucałowałam ją w policzek na powitanie. Nie miałam ochoty na wychodzenie z domu. Czułam jakby każdy przechodzień patrzył na mnie i mówił o mnie wiele niemiłych rzeczy.
Sophie znów opowiadała co u niej. Jak zawsze. Ona gada, gada, gada, a ja grzecznie słucham. Czasem uda mi się wtrącić jakieś zdanie.Ale fakt, ze moje życie towarzyskie jest na poziomie zerowym to cieszyłam się, że nie musiałam przy niej mówić za dużo.
Znudzona po godzinie, wkręciłam Sophie, że muszę lecieć. Nie wiem jak to się dzieje, ale z czasem mam dość dosłownie każdego. Najlepiej całe dnie leżałabym w łóżku i nie pokazywała światu.
Kiedy szłam przez dobrze znana mi dzielnicę zauważyłam parę całujących się nastolatków. Dobijające.
Szłam dalej i okazało się, że ta para to Justin i Elena. Moje wewnętrzne coś tam umierało z zazdrości. No tak, przecież blondynka tu mieszka.
Dziewczyna weszła do domu i na moje nieszczęście Justin zdążył mnie zauważyć zanim w ogóle mogłam pomyśleć o "ucieczce".
-Demi!- zawołał mnie i zostałam zmuszona do spojrzenia w jego stronę.
-Hej - fałszywie się uśmiechnęłam, bo mój wybawca znów by gadał, że coś mi jest i będzie próbował mnie pocieszać. Niestety wciąż zapominam o jego tajemniczych magicznych mocach. On zawsze wie kiedy tylko udaję.
-Wszystko dobrze?
-Tak.
-Wiesz, że i tak nie uwierzę, prawda?
-A ty wiesz, że i tak ci nie powiem.
Chciałam go wyminąć, ale Bieber dzielnie dotrzymywał mi kroku. Z jednej strony to było miłe, że tak się troszczy, ale z drugiej bałam się, że powiem mu choć mały szczegół z życia i zaraz cała szkoła będzie miała kolejny powód do żartów na mój temat.
-Wiem - odpowiedział smutno. Nawet jeśli czasem mnie irytował to jego smutek łamał mi serce. I nadal nie wiem jak funkcjonuje to pomiędzy nami.
-Justin, to nie tak jak myślisz...po prostu nie jestem gotowa ci powiedzieć.
-Rozumiem, ale jeśli mi powiesz chociaż, że jesteś smutna postarałbym się o to, aby ten piękny uśmiech był prawdziwy.
W tym momencie moje wewnętrzne ja chciało wyjść ze mnie, stanąć obok i przytulić się do Justina. Moje ciało było posłuszne tej dziwce i momentalnie przyległo do ciała chłopaka.
 -Dziękuje.
Wyszeptałam w jego klatkę piersiową. Pozwoliłam sobie wdychać jego perfumy i zatracać sięw tej chwili.
-Masz jakieś plany? -zapytał i w tym samym momencie odsunęłam się od niego.
-Nie bardzo.
-Może chcesz wpaść do mnie?
-Sama nie wiem...
-Nie daj się długo prosić, Dem - powiedział robiąc "słodkie oczka".
-Niech ci będzie, Bieber. Prowadź.
*
Okazało się, że Justin mieszka nie daleko mnie. Weszliśmy do środka. Z kuchni można było wyczuć przygotowywane potrawy.
-Justin, to ty?
Usłyszałam kobiecy głos. Pewnie jego mama. Byłam pewna,że nikogo nie ma skoro mnie zaprosił.
-Tak. Przyszedłem z Demi.
-To świetnie - powiedziała wychodząc z kuchni. Nie macie pojęcia jak dziwnie się czułam.
-Dzień dobry - przywitałam się kiedy tylko stanęła przed nami.
-Cześć, słońce. Zjesz z nami, prawda?
-Nie dziękuje. Nie będę robić kłopotów.
A co jeśli zauważą, że tyje i już nie będą tacy mili?
-Żartujesz? To żaden kłopot- odpowiedziała jego mama z uśmiechem.
-Pattie Mallette się nie odmawia - szepnął Justin i poszliśmy do jadalni.
Musiałam przyznać, że obiad mi smakował, a w towarzystwie Jusa i jego mamy nie czułam się źle czy niekomfortowo.Nie myślałam nawet o tym ile zjadłam. Panowała tu prawdziwa rodzinna atmosfera. Biebs ma wielkie szczęście.
Po obiedzie poszliśmy do ogrodu. Pierwsze co to rzucił mi się w oczy basen. Obok niego stały leżaki. Trochę dalej była drewniana altanka, pomalowana na biało. Wzdłuż jej ścian wiły się łodygi, na których były piękne bladoróżowe kwiaty. Podeszłam do niej. Okazało się, że w środku stoi drewniana ławka. Również pomalowana na biało. Na oparciu miała wymalowane małe różyczki.
-Podoba ci się?
Zapytał Justin opierając się o wejście do altanki, do której ja zdążyłam już wejść.
-Jest piękna.
-Moja mama zawsze chciała mieć ogród i coś takiego.
-Nie dziwie jej się. To miejsce jest takie magiczne.
Justin wszedł i usiadł na ławce. Zrobiłam to samo. Dopiero teraz zauważyłam gitarę opartą o ścianę altanki.
-Grasz? - zapytałam zerkając na chłopaka.
-Trochę.
-Zagrasz mi coś?
-Nie.
-Proszę! - powiedziałam robiąc słodkie oczka jak on. Ale pewnie nie wyglądałam tak słodko jak on kiedy to robi. Jakimś cudem podziałało, bo Justin wziął do ręki gitarę.
-Ale bez śmiechu, dobra?
Zapytał i nie czekając na moją odpowiedź zaczął grać nigdy wcześniej nie słyszaną przeze mnie piosenkę.
 It's a big, big world
It's easy to get lost in it
You've always been my girl
And I'm not ready to call it quits

Już z pierwszym wersem piosenki poczułam się jakby ktoś mnie zaczarował. Justin miał perfekcyjny głos. W pewnym momencie po prostu wszystko zniknęło.Byłam ja. Justin. Gitara. Altanka. Reszta świata po prostu nie istniała.
We make the sun shine in the moon light
We can make the grey clouds turn to blue skies
I know it's hard, baby, believe me
Uważnie wsłuchiwałam się w tekst. Był piękny. Nawet bardziej niż piękny. łzy cisnęły mi się do oczu.
That we can't go nowhere but up
From here, my dear
Baby, we can go nowhere but up
Tell me what we've got to fear
*

Łzy spłynęły mi po policzkach. Justin nagle przestał grać, ale jakoś rzeczywistość do mnie jeszcze nie dotarła. Nadal byłam, gdzieś daleko oczarowana piosenką. 
-Było, aż tak źle?
-Justin to było piękne- otarłam łzy i spojrzałam na chłopaka. Rumienił się. To było słodkie. nawet bardziej niż słodkie. 
-Nie jest jeszcze skończona. Może chciałabyś mi pomóc?
-Co? Żartujesz sobie? Zniszczyłabym ją tylko.
-Chciałaś powiedzieć ulepszyła.
-Justin...
-Demetria.
-Przestań.
Oparłam mu głowę na ramieniu, a on zaczął sobie brzdąkać na gitarze.Też miałam na to ochotę. Ale odkąd zaczęły się kłótnie z mamą przestałam myśleć o mojej gitarze, która leżała teraz na strychu. Muzyka już nie miała dla mnie znaczenia.
Nieświadomie zdjęłam mój kardigan co okazało się błędem. Po prostu nie pomyślałam.
-Dem co się stało?
Powiedział Jus biorąc moją rękę i oglądając ślad na przedramieniu. Powinnam być ostrożna. Teraz on pomyśli, że jestem jakaś psychiczna, nienormalna. Mogło być dobrze. Justin nie musiał się dowiedzieć. Jestem beznadziejna. Dosłownie. Wszystko potrafię tylko zniszczyć. 
Szybko ruszyłam przed siebie nie dając Justinowi mnie dotknąć. Wyszłam z ogrodu i jego posesji. Odpuścił.
Nienawidziłam siebie w tym momencie bardziej niż kiedykolwiek. Moja znajomość z Justinem była skończona. Wyśmieje mnie jak wszyscy dookoła.
Weszłam do domu i nie zwracając uwagi na matkę pokierowałam się do pokoju. Byłam tak wściekła, że byłam gotowa się zachlastać żywcem. 

*Justin Bieber- Up
***
Nie maiłam weny. Wchodziłam, pisałam jedno zdanie i wychodziłam. Przepraszam.
Nie pytajcie o 6 rozdział nawet, bo nie mam bladego pojęcia co jak i kiedy.
Rozdział bardziej niż do dupy no i krótki. 
Miałam egzaminy czuje się wyczerpana wszystkim, pokomplikowało się parę spraw dlatego nie myślałam o rozdziale. Mam nadzieje, że nie jesteście źli. 
Dziękuje za 11 komentarzy pod czwórką. 
Pamiętajcie, że komentarzami podtrzymujecie to opowiadanie i mnie.
PS Jeśli kiedykolwiek będziecie zmieniać nicki to proszę o informacje, bo ja potem nie będę was po całym tt szukać, po prostu już nie powiadomię o rozdziale.
Kocham Was x