niedziela, 14 kwietnia 2013

Four

Lubiłam jeździć bo babci. Ale nie kiedy zjeżdżała się tu całą rodzina. Ciocie, wujkowie i kuzynostwo, za którym nie szczególnie przepadam. Zwłaszcza moja kuzynka Caroline. Ma 16 lat jak Lilly. Jest córką brata mojej mamy. I jest nie do zniesienia. Jakby ując wszystko w jednym wielkim skrócie to Caroline ma wszystko i jest gwiazdą rodziny. We wszystkim najlepsza. Wygląd-sama perfekcja. Wymarzona córka dla mojej mamy, co?
Siedzieliśmy wszyscy przy stole i świętowaliśmy imieniny dziadka. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu.
Czyli ja prowadzę w drodze powrotnej.
Babcia donosiła to kolejne dania, na które szczerze nie mogłam nawet patrzeć.No dobra może bardziej nie mogłam patrzeć na siebie.
-Zjedz coś- syknęła mama.Wcale nie miałam ochoty na jedzenie czegokolwiek.
-Nie jestem głodna- lekko odsunęłam talerz od siebie na znak "protestu".
-Oh kochanie nie musisz się wcale głodzić, żeby w końcu schudnąć-wtrąciła Caroline. Tego było za wiele- Znam świetne ćwiczenia. Podeślę ci. A co powiesz na pilates?
Jakby wytykanie w szkole, że nie wyglądam jak jakaś modelka prosto z Vogue'a mi nie starczało. Rodzina też musi mnie dobić. Wszyscy muszą mnie dobić. Bo nie jestem taka jak cały ten świat. Wyidealizowana.
Nie zorientowałam się, że w jednej chwili pochłonęłam cała porcję z mojego talerza.
***

Jadłam dopóki nie poczułam, że sukienka zaczęła mnie uciskać. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do łazienki. Zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam marynarkę i rzuciłam gdzieś na bok. Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Czułam do siebie wstręt. Jakbym nagle przytyła dzisiejszego wieczoru kolejne parę kilo.
Chwila zastanowienia.
Ale i tak było wiadome, że to się stanie.
Upewniłam się, że drzwi są zamknięte i pochyliłam się nad umywalką gwałtownie wpychając sobie dwa palce do gardła.
***

Niecierpliwie odliczałam kilometry dzielące nas od domu. Po incydencie w łazience jeszcze gorzej czułam się w towarzystwie kogokolwiek. Mama siedziała na miejscu pasażera, a Lil siedziała na tylnym siedzeniu jak zwykle z słuchawkami w uszach.
-Dlaczego nie możesz być taka jak Caroline?
Zaczęła moja rodzicielka jak tyko weszłyśmy do domu. Lilly od razu pokierowała się do swojego pokoju, aby uniknąć tej rozmowy.
-Jest pogodna,rodzinna i dobrze się uczy. Wiesz, że dostała stypendium ? Świetna dziewczyna...- lekko westchnęła siadając na kanapie- Mogłabyś chociaż wypełniać dobrze twój jeden zasrany obowiązek w życiu jakim jest nauka. I tak nigdy nigdzie z nikim nie wychodzisz. Więc mogłabyś się przyłożyć. 
-Skończyłaś? - syknęłam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
-Taaa...idź spać, bo nie wstaniesz znów. 
Weszłam do pokoju i osunęłam się pod drzwi wlepiając wzrok w sufit.
Tak będzie już zawsze, prawda?
Zawsze będą się śmiać.
Zawsze będą wytykać mnie palcami.
Nigdy nie będę wystarczająco dobra dla mamy.
Dla nikogo.
Od samego początku byłam na przegranej pozycji i już dawno nie mam o co walczyć. To wszystko straciło sens. Jakiekolwiek starania. Nie jest warto próbować. Nigdy nie będzie lepiej.
Wszyscy inni w moim wieku większość wolnego czasu spędzają z przyjaciółmi. 
A ja?
Ja mam jedną przyjaciółkę, której nie ufam do końca. Nie mam odwagi. Nie potrafię nikomu zaufać.
Nigdy nawet nie miałam chłopaka. 
Jestem beznadziejna w każdej dziedzinie. 
Jestem gruba.
Nie wiem jak to jest jak ktoś cię kocha. Mama tego nie okazywałą. Jeśli w ogóle mnie kochała. Z pamięci ojca zniknęłam w dniu ich rozwodu. Siostra ma swój własny świat. Sophie...chyba nie łączy mnie z nią ta wiecie cała siostrzana więź, BFF i te sprawy. 
Nienawidziłam każdej części siebie. Każdego milimetra mnie. 
Nie wiem czy myślałam dziś racjonalnie.
Nie, raczej nie.
W jednej chwili sięgnęłam po To.
W następnej już czułam "kojący ból" dzięki, któremu na chwilę zapomniałam o tym co siedzi w mojej głowie. Ból na przedramieniu zagłuszył wszystkie złe myśli. 
Teraz nie czułam już nic. 
 (tu już wyłączcie, koniec klimatów i tych spraw)
***

-Demi wstawaj!
W głowie rozbrzmiał mi głos mamy. Otworzyłam lekko oczy i popatrzyłam na rękę przywołując wydarzenia z dzisiejszej nocy.  Czułam jakby moje plecy wrosły się w drzwi. Próba wstania okazała się dla nich dość bolesna i na dodatek zakręciło mi się w głowie. 
-Demetria Devonne Lovato wstawaj natychmiast !
-Przecież wstałam- syknęłam wystarczająco głośno, aby ta usłyszała. Zrzuciłam z siebie sukienkę i poszłam wziąć prysznic, który sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Ale tylko minimalnie. Wysuszyłam włosy i spięłam je z tyłu pozwalając niektórym falowanym kosmykom "wisieć" wzdłuż mojej twarzy. 
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Demi to ja Lilly. Mama mówi, że masz zejść na śniadanie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mojej siostry już nie było za drzwiami. Oczyściłam ranę na ręce i szybko założyłam na siebie czarne spodnie i szary sweter z długim rękawem. Nie miałam ochoty teraz jeszcze szykować ubrań do szkoły. Na makijaż też nie. I tak już gorzej być nie może.
Jeśli była we mnie jakaś bardzo malutka cząstka radości to zniknęła w momencie kiedy znalazłam się w kuchni. 
Czułam, że działam automatycznie.
W jednej chwili kłóciłam się z mamą o to, że nie miałam zamiaru jeść śniadania. W następnej siedziałam już obok niej w samochodzie i byłam w drodze do szkoły. 
Jedyna dobra strona tego, że idę do szkoły to fakt, że pół dnia nie muszę znosić jej przez pół dnia.
Jak zawsze skierowałam się prosto do klasy. W wejściu minęłam Justina i Elenę, którzy byli...dość blisko. Pan Zbawiający Cały Świat udał, że mnie nie widzi. Ale czy nie tego właśnie chciałam?
Oczywiście moje Wewnętrzne Ja żywiące jakieś dziwne nieznane mi uczucie do pana Biebera mówiło
IDŹ DO NIEGO. IDŹ DO NIEGO.
Minęłam ławkę Rogera i usiadłam na swoim miejscu. Rutyna.
Kilka minut przed dzwonkiem pojawiła się jak podejrzewam nowa sensacja szkolna. Elena i Justin kiedy ten jest w szkole od tygodnia. Nic nowego. Zawsze miała to czego chciała. 
Suka - pomyślało moje wewnętrzne Ja. 
Kiedy Justin zajął swoje miejsce czyli TO miejsce obok mnie poczułam się spokojniejsza.Jakby część nienawiści do świata i samej siebie, gdzieś się ulotniła i postanowiła pójść na spacer.
Obiecuję tu i teraz, że jeśli kiedykolwiek rozgryzę jakim cudem to się dzieje, ze kiedy jest przy mnie wszystko wydaję się lepsze to nigdy więcej nie powiem złego słowa na własną matkę. 
Mój kolega z ławki nie uraczył mnie nawet zwykłym Cześć.
Sama tego chciałaś, głupia.
Czy można wyłączyć jakoś moje wewnętrzne Ja? 
Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i lekko osunęłam się na krzesełku.Jakby Justin miał mieć jakąś super moc i widział przez materiał co mam na ręce. Na samą myśl lekko zaszkliły mi się oczy. 
Czułam jego wzrok na sobie. Spojrzałam kątem oka na Jusa i znów poczułam ten dziwny spokój. Przysunęłam się bliżej ściany. jakbym chciała zachować dystans między nami. Moje wewnętrzne Ja widać się na mnie obraziło. Przestało się odzywać i podziwiało swój obiekt westchnień z daleka. 
***

Działam automatycznie- to chyba za słabe określenie na to jak dziś funkcjonuje. Nie zwracałam uwagi na nic. Kończyłam właśnie pisać pracę dla Lawson. Nienawidziłam tej kobiety. Ona nie ma chyba swojego życia. 
-Jutro pracuję do późna, a Lilly idzie do dziewczyn robić jakiś projekt po szkole więc odbierz ją po szóstej od Emmy i masz zrobić obiad. Ja wrócę koło jedenastej, zrozumiano?
Kiwnęłam tylko głową nawet nie patrząc na mamę, która stałą w drzwiach.
-Tylko napewno.
-Ok.
Kiedy opuściła mój pokój ja skończyłam moją pracę. 
Padłam zmęczona na łóżko. W nocy spałam może jakieś dwie godziny. Góra trzy. 
Poszłam do łazienki, żeby sprawdzić co z moją ręką. Kiedy dotykałam rany jeszcze trochę szczypała.
Przemyłam twarz zimną wodą i przez ułamek sekundy spojrzałam na siebie w lustrze. Nie lubiłam tego widoku więc szybko zrezygnowałam i wróciłam do pokoju. 
Mama zabrała mi laptopa w obawie mojego siedzenia do późna. Spakowałam książki na jutro i położyłam się do łóżka. I w sumie nie miałam już nic do roboty.
Włożyłam słuchawki do uszu i pozwoliłam, aby Chris Martin i reszta Coldplay zagrała mi do snu.
Wiedziałam, że mimo zmęczenia i tak nie uda mi się szybko zasnąć. 
***

Rano prawie zaspałam do szkoły. Udało mi się jednak szybko ubrać i związać włosy w jakiegoś ledwo trzymającego się kupy warkocza. Jechałam tak szybko, że w klasie znalazłam się dosłownie kilka sekund przed nauczycielem od matmy.
Dzień miał być taki jak zwykle. Nawet moje Wewnętrzne Ja się nie odzywało. Tak samo jak Justin. Sama już nie wiedziałam czy było mi przykro z tego powodu. łapałam go na tym, że mi się przygląda. Nawet nie odwracał wzroku kiedy też uraczyłam go krótkim spojrzeniem. Ale się nie uśmiechnął ani razu. A on zawsze się uśmiechał. 
Kiedy szłam na moje stałe miejsce, gdzie spędzałam długą przerwę, zauważyłam wielkie koło zataczające się wokół dwójki chłopców. Nie wiedziałam kto to przez cały ten tłum więc miałam zamiar to ominąć. No właśnie miałam zamiar.
-Nie masz prawa tak mówić o Demi.
To przykuło moją uwagę. Zaczęłam przepychać się przez ludzi. Dobrze wiedziałam kogo zaraz zobaczę. Bójka trwała w najlepsze, a ludzie tylko dopingowali to jakiegoś chłopaka, a to Justina. 
Idioci.
Zamiast ich od siebie odciągnąć to cieszą się z tego jak dzieci. 
Elena próbowała podejść do Jusa i go uspokoić. Chłopaki z drużyny koszykarskiej zaczęli odciągać przeciwnika Bieber'a.
-Nigdy więcej nie waż się tak o niej powiedzieć zrozumiałeś?
Krzyki Justina pewnie było słychać wszędzie. Ten cały Luke próbował go odciągać, ale on się wyrywał. Jego oczy były ciemne i wyglądał jakby był gotowy zabić tego gościa. Jego przeciwnik wymierzył mu cios w żołądek na co zgiął się w pół. Nie mogłam na to patrzeć.
-Ej Justin już spokojnie- stanęłam przed chłopakiem, który był już gotowy wymierzyć kolejny cios. Podtrzymałam go za ramiona- Justin spójrz na mnie.
Lekko podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy. 
Tak zgadliście moje Wewnętrzne Ja było w ekstazie. 
Tłum zaczął się rozchodzić. na całe szczęście. Do tego publika nie była nam potrzebna. Biebs ledwo się trzymał na nogach. 
-Co się tu stało?
Obok stali Luke i Elena, ale nikt z całej trójki mi nie odpowiedział. Justin ciągle na mnie patrzył. Jego kumpel podszedł do nas.
-Stary chodź do pielęgniarki - chciał go dotknąć, ale ten szybko się odsunął.
-Nie dotykaj mnie.
-Justin daj spokój- wtrąciła się już Elena. 
-Odpierdolcie się ode mnie wszyscy!
Po tych słowach Justin poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Świetnie. Nie było mi nawet dane dowiedzieć się o co w ogóle tu chodziło. 
-To twoja wina- Elena lekko mnie szarpnęła. Nie zwróciłam na to uwagi. 
Jak już mówiłam nie wiem jak to działa, ale jedyne na czym mogłam się skupić to Justin. I to, że nie mogę go teraz zostawić samego. Poszłam za nim nie zwracając uwagi na tamtą dwójkę. 
Kiedy kilka metrów przede mną zauważyłam chłopaka siedzącego na trawie, jak zawsze byłam o wiele spokojniejsza. Zbliżałam się do niego bardzo powoli. Zły Justin jakoś mi się nie spodobał.
-Przyszłaś mnie uspokoić jak tamta dwója idiotów?
Czyli wie, że to ja. Może to dziwne coś między nami działa też w drugą stronę.
-Nie mam zamiaru cię uspokajać. Patrząc na ciebie to i tak nie byłabym w stanie. 
Usiadłam obok niego po turecku zarzucając warkocza na lewę ramię. Bawiłam się końcówkami moich włosów. Postanowiłam nic nie mówić.
-Dziękuje.
Kiedy to usłyszałam, gwałtownie spojrzałam na chłopaka.
-Za co niby?
-Za to, że nie pieprzyłaś bez sensu o tym, że mam się uspokoić. Z resztą i tak jakimś dziwnym sposobem to się stało. Odkąd tu siedzisz.
Aha, to działa w dwie strony.
-Justin co się tam wydarzyło?
Wlepił swój wzrok przed siebie i zaczął ciężko oddychać.
-Ten idiota się z ciebie śmiał.
-I co z tego?
-Nie ma prawa nic o tobie mówić. Nawet cię nie zna. Nikt nie ma prawa mówić na ciebie nic złego.
-Justin nie powinieneś tego robić. Tutaj to norma. Nie ma się czym przejmować. 
-Jak to nie? Gdybym wiedział jak cię tu traktują to bym nie odpuścił wtedy w sobotę. 
-Tak działą społeczeństwo. Muszą mieć jakąś zabawkę .
Powiedziałam to prawie szeptem i chyba bardziej do siebie niż do niego.
-Demi nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Szczególnie ty. 
Spuściłam głowę, aby ukryć łzę spływającą mi po policzku.
-Widzisz znowu płaczesz. 
Nigdy jeszcze nikt mi nie powiedział, że nie zasługuje na to co mnie spotyka. 
Jus się do mnie przysunął i lekko objął.
-Daj sobie pomóc.
-Ale nie...
-Nie chcę słyszeć żadnego "ale".
-Teraz to ty potrzebujesz pomocy, bo krwawisz. Skoro nie chcesz iść do pielęgniarki to pojedziemy do mnie i cię opatrzymy.
-Kiedy chłopak broni dziewczynę ta zazwyczaj mówi dziękuje i tyle. 
-Ty nawet nie licz na przeprosiny. bo to co zrobiłeś to największa głupota na świecie- powiedziałam wstając.
-Nie ma za co.
Dojechaliśmy do mojego domu bez słowa. Justin mimo oporów musiał pozwolić mi prowadzić jego ukochaną zabawkę. 
-Usiądź tu ja pójdę po apteczkę - powiedziałam wskazując na krzesło przy blacie w kuchni. Jak wróciłam Justin siedział na wskazanym miejscu.
Namoczyłam gazę wodę utlenioną i lekko przykładałam ją do rozciętej brwi Justina. Musiałam zrobić to samo z jego wargą co było dość krępujące, bo nasze twarze były niesamowicie blisko. 
-Pielęgniarka pewnie nie byłaby taka delikatna jak ty- lekko się zaśmiał przyglądając mi się kiedy oczyszczałam jego ranę na wardze.
-Nie gadaj tyle teraz.
-Oczywiście pani doktor.
Lekko się uśmiechnęłam.
Kiedy skończyłam wyrzuciłam zużyte gaziki i schowałam apteczkę na miejsce.
-Co on takiego powiedział, że musiało dojść do bójki?
-Nie powiem ci.
-Justin! - tupnęłam nogą oburzona tym faktem.
-Nie chcę, żebyś słyszała takie rzeczy. 
-To żadna nowość.
-Przy mnie nigdy nie usłyszysz już żadnych przykrości.
-I co pozabijasz ich wszystkich?
-Jeśli będzie trzeba.
-Nawet tak nie mów.
-Jesteś strasznie uparta- powiedział bawiąc się falbanką od mojej bluzki.
-Mam swoje powody.
Justin spojrzał na mnie. Jego oczy mógłby sprawić, że powiedziałabym mu wszystko. Tu i teraz.
-Powiesz mi jakie?
-Może kiedyś- wzruszyłam ramionami i lekko się odsunęłam.
-No dobra. 
Cieszyłam się, że jednak potrafił odpuścić. Przeszliśmy do salonu, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie.
-Wracamy na lekcje?- zapytał kiedy włączałam telewizor.
-Nie?
-Ok.
Oglądaliśmy jakieś dziwne programy w ciszy. Do pewnego czasu. Ten to się nigdy nie zamyka.
-Wiesz mimo, że starałem się wczoraj odpuścić jak chciałaś i się nie odzywać to i tak widziałem, że coś jest nie tak.
O nie, nie, nie.
-Justin wiesz, że i tak ci nie powiem...
-Wiem. Ale nie było dobrze prawda?
-Nie- odpowiedziałam krótko. Znów nastąpiła chwila ciszy.
-Chcę abyś wiedziała, że jeśli czegoś potrzebujesz możesz mi powiedzieć. Nawet nie mówiąc co ci jest i tak napisz czy coś, abym był przy tobie.
-Czyli, że jak mam zły humor mam dzwonić do ciebie, a ty przylecisz jak na skrzydłach? 
-Właśnie tak.Tylko napisz zwykłego sms-a , ja rzucam wszystko i jestem przy tobie.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić.
-Demi obiecuję ci to, że ci pomogę. Czy tego chcesz czy nie. 
-Obietnica na mały palec?
Złączyliśmy razem nasze małe palce i wróciliśmy do oglądania telewizji.
Czy to znaczy, że teraz mam kogoś przy sobie?
***
No musiał być rozdział, musiał. 
Całą niedzielę się na to zbierałam i dałam radę. Mimo, ze jest 2.36
Ale to nic, że mam na 8 do szkoły. Trzeba Was zadowolić, prawda?
 Czy Demi nareszcie zaufa Juju i mu opowie co się serio dzieje? Nie wiem.
Tego nawet "Wewnętrzne Ja" Demi nie wie. 
Co do rozdziału to nie wiem co mam sama o nim sądzić. Mógł być lepszy w sumie. 
Dziękuje za juz ponad tysiąc wejść i 27 komentarzy, a to dopiero były trzy rozdziały.
CZYTACIE=KOMENTUJECIE
przepraszam za błędy. 

sobota, 6 kwietnia 2013

Three.

-Budź się księżniczko.
-Jeszcze pięć minut.
 Wymamrotałam i ukryłam swoją twarz w poduszkę licząc, że osoba usiłująca mnie obudzić da mi spokój.
-No weź Dee wstawaj.
Dopiero teraz udało mi udało się zweryfikować głos, który nie dawał mi spokoju.
Dlaczego akurat teraz kiedy dobrze mi się spało?
-Sophie idź sobie.
-Oh no weź udało mi się wyrwać i się z tobą spotkać, a ty sobie postanowiłaś spać. Właśnie dziś.
Gdyby tylko wiedziała jak od dawna nie spałam w nocy spokojnie to dałaby mi spokój.Ale dawno jej nie wiedziałam. Miała racje. Jej rodzice prawie nie wypuszczają jej z domu. Zwłaszcza od kiedy chodzi do prywatnej szkoły.
-Idę na dół zrobię nam kawy i potem, gdzieś wyjdziemy. Nie słyszę odmowy. Ruszaj dupsko Lovato.
Nie miałam innego wyboru.
Poszłam do łazienki, odstawiłam poranną toaletę podśpiewując sobie"Bootylicious" Destiny's Child.
Wróciłam do pokoju,aby się ubrać i zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Sophie, moją siostrę i jej przyjaciółki.
-Niezły macie syf w domu. Młoda lepiej posprzątaj.
Jednym z hobby mojej koleżanki było wkurzanie Lilly. Co było w sumie śmieszne. Zwłaszcza, że Lil się jej często słuchała.
Podeszłam do stołu i upiłam łyk kawy.
-Jak impreza?
Zapytałam trójkę dziewczyn, które nagle zamilkły.
-Była świetna. Przyszli sami najlepsi ludzie.Żadnych nieproszonych gości.
-No i był Justin - pisnęła podekscytowana Emma - i był też Luke.
-Właśnie widziałyście jak wyglądał Bieber!
Zaczęłam się zastanawiać jak. No właśnie. Jak ? Nawet nie zwróciłam uwagę na jego wygląd. Jedyne na czym się wczoraj skupiłam to to co zrobił. No i na jego intensywnie czekoladowych oczach. Przysięgam na Boga to najpiękniejsze oczy na świecie.
-Co za Bieber? - zapytała Sophie wyrywając mnie z myśli o jego oczach.
-Nowy w szkole. W klasie Demi.
-Ej Lovato czemu mi się nie chwalisz nowym kolegą ?
-Bo nie ma czym - upiłam łyk kawy unikając dalszej części konwersacji.
-Nie ma czym?- zaczęła Jenna- Justin to najseksowniejszy facet chodzący po świecie.
-Zaciekawiłaś mnie, mów dalej - Sophie automatycznie usiadła między dziewczynami co mnie rozśmieszyło.
-Udało mi się trochę z nim pogadać i wiem tyle, że jest z Kanady.
-Ja za to wiem, że mieszka tylko z mamą - dopowiedziała Emma
W tym momencie moje uszy też dołączyły do rozmowy.
-Na mieście gadają, że ma rodzeństwo przyrodnie.Czyli od strony ojca.
-A coś więcej o jego wyglądzie?
Sophie jak zwykle o jednym. Jakieś moje drugie ja, no wiecie to w środku chciało dowiedzieć się więcej o Justinie.
-Czekaj chwilę.
Emma zaczęła grzebać w swoim Iphone po czym podała go mojej przyjaciółce, której oczy od razu wyszły na wierzch.
-To jest ten wasz Justin? To coś więcej niż najprzystojniejszy facet na ziemi.Demi czemu mi nic nie powiedziałaś!
Moja przyjaciółka była wyraźnie oburzano tym faktem, że nie powiedziałam jej o Justinie aka coś więcej niż najprzystojniejszy facet na ziemi.
- Spokojnie Sophie i tak zaraz będzie zajęty - wtrąciła się Lilly - z tego co wczoraj się dowiedziałam to wasza Elena już się do niego dorwała.
-Czy ta laska musi być wszędzie.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Cała czwórka popatrzyła na mnie co oznaczało, ze to ja mam je otworzyć.
O wilku mowa.
-Justin - powiedziałam kiedy zobaczyłam chłopaka w drzwiach.
-Cześć. Możliwe, że zostawiłem u was wczoraj bluzę.
-Wejdź, ja sprawdzę.
-Dzięki.
Chłopak wszedł do środka. Od razu podeszła do niego Sophie.
-Cześć jestem Sophie.
-Hej - chłopak lekko się do niej uśmiechnął. Dziewczyna zachichotała. Nie bardzo lubiłam tej strony Sophie. Podrywała każdego.
-Nie było cię wczoraj co? Nie przeoczyłbym takiej ślicznotki.
O czyli on też. W sumie nieźle się dobrali. Wywróciłam tylko oczami kiedy zauważyłam zbliżające się "trojaczki" .
Próbowałam w tym syfie znaleźć domniemaną bluzę. Pokierowałam się na górę po stwierdzeniu, że nie ma ani śladu takowej na dole.Znalazłam ją dopiero...u siebie. Sięgnęłam po nią i uderzył mnie jej zapach. Przypomniał mi się wczorajszy wieczór.
-Widzę, że znalazłaś.
Automatycznie odwróciłam się w jego stronę.
-Serio nie wytrzymałbyś bez niej do poniedziałku?
-To moja ulubiona.
Popatrzyłam na niego pytająca. Nie zabrzmiało to przekonująco.
-OK masz mnie. Chciałem sprawdzić co u ciebie. -dodał po chwili.
-To też mogło zaczekać do poniedziałku. Zapytałbyś "co tam" a ja na to "nic nowego"...
-...i znów unikała rozmowy.
-Dlaczego taki musisz być?
-Czyli jaki?
-No wiesz...zachowujesz się jakbyś chciał zbawić cały świat. Dlaczego po prostu nie odpuścisz?
-Bo widzę, że coś jest nie tak.
Przez chwile miałam ochotę mu powiedzieć wszystko. Ale nie można ufać ludziom. Nie tak szybko.
-Nie oczekuję, ze zaraz mi wszystko opowiesz, ale nie chcę, żebyś była smutna. Może nie mogę zbawić całego świata,ale mógłbym tobie pomóc.
- Daj mi święty spokój. Ze mną jest wszystko dobrze. Wczoraj tylko miałam doła. Dziewczyny tak mają. Mam się przecież dobrze. Coś sobie tylko ubzdurałeś i tyle.
-Demi...
-Nic mi nie jest.
-To dlaczego płaczesz?
Świetnie.Wciskałam mu takie kłamstwo, w które dawno już nie wierzyłam. Wszystko się posypało już dawno. Nikt po prostu nie starał się mi pomóc. Nikt w sumie nie chciał mi pomóc. Każdy udawał, ze tego nie widzi.
-Po prostu odpuść.
-Jak sobie chcesz.
Wiedziałam, że się zdenerwował.Wręcz wyrwał mi bluzę z rąk i szybko wyszedł z pokoju. Nie pierwszy raz ktoś się na mnie zezłościł. Ale fakt, że był to Justin trochę mnie zdołował. Dlaczego właśnie on?
Otarłam te kilka łez i zeszłam na dół. Już go tam nie zastałam.
Jakieś wewnętrzne Ja chciało go jeszcze zobaczyć. Głupie wewnętrzne Ja. O co z tym w ogóle chodzi?
-To idziemy na te zakupy?
Skierowałam się do Sophie, ale nie oczekiwałam odpowiedzi tylko założyłam buty i wyszłam, a przyjaciółka zaraz za mną.
-To mamy iść na zakupy?
-Gdziekolwiek Spohie.
-Ok złośnico. Przydadzą ci się.
***
Po jakichś trzech godzinach byłam znów w domu. Lilly posprzątała po imprezie. Dobre i to.
-Chcesz coś do jedzenia?
Zapytałam wchodząc do jej pokoju. Ale nie usłyszała mojego pytania przez słuchawki na uszach.
-Hej-powiedziałam wyciągając jedną z nich.
-O sorry nie słyszałam.
-Chcesz coś na obiad?
-Nie bardzo.
-Ok jakby mama pytała to jadłyśmy na mieście.
-Spoko.
Pokierowałam się do swojego pokoju. Większość nastolatków właśnie szykuję się na imprezę, randkę lub spędza czas z milionem swoich znajomych.
Mi zostawał laptop i jakiś film.
***
-Wstawaj już.
Ten głos nie był tak miły jak ten wczoraj.
-Ile razy mam ci powtarzać, że masz nie siedzieć przy komputerze całą noc. Potem śpisz nie wiadomo ile.
Ściągnęła ze mnie kołdrę przez co na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Wstawaj powiedziałam.
Bez słowa ani spojrzenia na mamę poszłam do łazienki. Dziś nie miałam ochoty na podśpiewywanie pod nosem czy nawet uśmiechanie. Macie te dni kiedy wszytko dookoła jest beznadziejne i sprawia,że odechciewa ci się żyć? To właśnie dziś jest ten dzień.
-Pospiesz się.
Usłyszałam za drzwiami. Dlaczego ta kobieta musiała już wrócić?
Zeszłam do kuchni, gdzie była już Lilly. Ona i mama nawet się dogadywały więc miała lepszy humor niż ja.
 -Idźcie się ubrać. Zaraz jedziemy do kościoła.Potem od razu do dziadków na obiad. Ubierzcie się jakoś porządnie. Dziadek ma imieniny.
Powiedziała to kompletnie bez emocji. Jakby wcale nie obchodził ją fakt, że jej ojciec ma urodziny. Ona chociaż może nadal je z nim obchodzić.
Według niej moja tęsknota za własnym ojcem była głupotą. Bo przecież on był alkoholikiem. Kiedy ona pracowała, on sprowadzał swoich kolegów do domu i pili u nas. Nikt nie wiedział do czego są zdolni. Wtedy siedziałam u Lilly w pokoju, aby ta o tym wtedy nie myślała. Przecież zdarzyło mu się uderzyć naszą rodzicielkę. Kiedy się rozwiedli byłam mała i nie wiedziałam co tak naprawdę się stało. Musiałam dorosnąć. I tak też się stało. Teraz za każdym razem jak ktoś o nim wspomni miałam ochotę płakać. Tęskniłam za nim cholernie. Brakowało mi go jak nigdy. Mimo alkoholizmu miał też swoją dobrą stronę, prawda? Nie był przecież złym człowiekiem. Długi czas nie dopuszczałam do siebie myśli, że on się od nas zupełnie odciął. Przestał dzwonić. Cokolwiek. Nie dzwonił nawet w urodziny. Jego numer, który był w mojej komórce pewnie jest już dawno nieaktualny. Nie kasowałam go, bo jestem głupia i mam nadzieje, że pewnego dnia Tata pojawi się na moim wyświetlaczu. Wtedy będę mogła mu powiedzieć co się dzieje i jak bardzo mi go brakuje.
Wróciłam do swojego pokoju, żeby się przebrać. Działam tak automatycznie, że nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się pod kościołem. Przed nim kręciło się sporo ludzi. Czasem przeszła jakaś osoba ze szkoły. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy miejsca w jednej z drewnianych ławek.Jak zawsze rozglądałam się dookoła. Lubiłam to miejsce. Wydawało się takie spokojne.
-Można?
Odwróciłam się w stronę drobnej kobiety, która wskazywała na wolne miejsca obok mnie.
-Pewnie.
Lekko się do niej uśmiechnęłam. Wyglądała na miłą osobę. Obok niej usiadł chłopak.
I w tym momencie zaczęłam mnie zastanawiać czy jakaś dziwna siła nie ciągnie nas do siebie.
Szczęście, że kobieta, która widocznie była jego mamą usiadła obok mnie, a nie on.
Chwilę na niego popatrzyłam.ON zrobił to samo przez co od razu odwróciłam wzrok. Nie uśmiechał się. Nie smucił. Jego twarz w sumie nie wyrażała żadnych emocji.
Do końca mszy już na mnie nie spojrzał, a po jej zakończeniu szybko opuścił kościół.
Po mszy staliśmy jeszcze jakieś pół godziny na parkingu, bo mama spotkała jakąś swoją koleżankę, z którą oczywiście musiała pogadać. Minęło jeszcze trochę czasu zanim w końcu ruszyłyśmy w drogę.
Teraz czas na spotkanie z całą rodziną i udawanie jakie to szczęśliwe jesteśmy.
***
Pisałam to pół nocy.
Właśnie wybiła piąta.
Ten rozdział to porażka.
Przepraszam za błędy.
Lubię jaki komentujecie, oby tak dalej.
Zapraszam do zakładki z Polecanymi :)
Jak Wam się podoba?
Kocham Was x


czwartek, 4 kwietnia 2013

The Versatile Blogger Award

yay yay yay
 dostałam nominację do
THE VERSATILE BLOGGER AWARD
wooohooo!!
Bardzo bardzo bardzo bardzo
bardzo bardzo baaaaardzo
mocno dziękuje 
Patty








W ramach otrzymanej nagrody mam: 


1. Podziękować nominującemu bloggerowi.
2. Pokazać nagrodę na swoim blogu.
3. Ujawnić siedem faktów dotyczących siebie.
4. Nominować piętnaście blogów, które (według mnie) na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów.
Fakty o mnie (jakby was to obchodziło co nie?)
1.mam 16 lat ? lol
2. Mama mnie nie kocha i nie pozwoliła mi jechać na koncert. Uraz do końca życia.
3. RBMS to pierwszy mój blog jaki kiedykolwiek skończyłam.
4.Czytam 457328974398 opowiadań i stwierdzam, że moje jest 
beznadziejne
do dupy
kto to w ogóle czyta?
5.Kocham wszystkich,którzy komentują moje blogi. Tych ukrytych czytelników też, alee trochę mniej.
6.Nie wiem co napisać to może powiem, że bardzo nie lubię tegorocznej wiosny.
7. Jestem Belieber już 3 lata 
Nominowane blogi:

 
resztę czytam też tłumaczeń, ale że dziewczyny tylko tłumaczą, a nie tworzą te blogi
to ich tu nie dodam.
Więc tylko tyle.
Nadal zapraszam na mój 2 blog.
A WIECIE ŻE W WEEKEND ROZDZIAŁ ?

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Two

Nie miałem pojęcia dlaczego taka była.
Siedzieliśmy na murku na tyłach szkoły, gdzie rzeczywiście nie było ludzi. Wszyscy byli w stołówce. Kiedy próbowałem się czegoś od niej dowiedzieć, unikała odpowiedzi, albo zmieniała temat. Sam fakt, że zmieniała temat była zaskoczeniem bo niewiele mówiła. Ciągle sprawdzała godzinę na swoim telefonie jakby marzyła o tym, aby ta przerwa się już skończyła. Nie chciałem się narzucać, ale po czterech godzinach serio nikogo fajnego nie poznałem. Podchodziły do mnie różne osoby, szczególnie dziewczyny. Nie narzekam na brak zainteresowania moją osobą przez płeć piękną i nie mówię, że mi się to nie podoba, Jaki koleś by tego nie lubił ?
Ale Demetria podeszła do...nawet nie wiem czy można nazwać to chociaż znajomością, ale niech będzie. Podeszła do naszej znajomości obojętnie. O ile w ogóle do niej podeszła. Dziewczyna ciągle jakby uciekała od kontaktu z ludźmi. A moja obecność na lekcjach w jej ławce po prostu jej przeszkadzała.
-Demetria...
-Mówiłam, że możesz na mnie mówić Demi.
-Ale masz takie piękne imię.
Mógłbym przysiąc, że na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Szczerego uśmiechu. Wcześniej zauważyłem, że jeśli jej kąciki ust idą ku górze to jest to dla niej w pewnej formie wysiłek. Wcale nie miała ochoty się uśmiechać.
- Za dziesięć minut dzwonek, idziesz do szkoły ?
-Nie. Chyba idę do domu.
-Demi mamy jeszcze trzy godziny.
-Wiem, ale nie bardzo jestem przygotowana na chemię i wolę nie załapać jedynki czy coś.
-Serio chcesz się zerwać ?
-Nie pierwszy raz co nie ?
-Chcesz, abym poszedł z tobą ?
Dziewczyna uniosła pytająco jedną brew.
-Chcesz się zrywać w pierwszy dzień w szkole ?
-Miałbym piękną towarzyszkę.
Policzki Demi stały się czerwone. Zeskoczyła z murka i otarła dłonie o swoją spódniczkę. Znów się szczerze uśmiechnęła. Wyglądała wtedy słodko.
-Zostań. Nie rób sobie kłopotów.
Znów odrzucała towarzystwo.
-Jesteś pewna ?
Kiwnęła tylko twierdząco głową i skierowała się w stronę szkolnego parkingu. Krzyknąłem za nią "cześć" , ale nawet się nie odwróciła. Ja skierowałem się z powrotem do szkoły.
Szedłem korytarzem próbując znaleźć chemiczną salę, ale niestety na próżno. Tak zagapiłem się w mój plan lekcji, że nie zwracałem uwagi na ludzi przede mną. I nie skończyło się to najlepiej, bo w następnej chwili poczułem tylko jak moja głowa uderza o coś. Lub kogoś. Spojrzałem w górę i zobaczyłem chłopaka niewiele wyższego ode mnie, któremu podręczniki wypadły podczas naszego zderzenia.
-Sorry stary, zagapiłem się w mój plan - powiedziałem szybko zgarniając jego zgubę i mu podając.
-Jest ok. Ty pewnie Justin...ten nowy.
-Każdy wie ?
-Mała szkoła człowieku. Jestem Luke. I tak wiem, że jesteś w klasie Lawson. Jak już mówiłem- mała szkoła. Ja jestem w klasie pana Ackles'a . To facet od chemii.
-Super się składa. Mam z nim właśnie lekcje i szukam jego sali.
-Chodź gościu pokażę ci co nie co w tej budzie.
-Dzięki stary.
-Nie ma za co. Słyszałem, że laski nieźle na ciebie lecą. No cóz my przystojni nie możemy przecież narzekać. Upatrzyłeś już jakąś ?
-Nie bardzo.
-Oh stary to bierz się. uwierz mi jest w czym wybierać.
Najwidoczniej doszliśmy do sali chemicznej, bo Luke się zatrzymał.
-Sorki gościu, ale muszę się stawić do sekretarki i zostawiam cię samego, ale postaram się na ciebie wpaść jeszcze raz. (od autorki : to tak trochę gejowsko zabrzmiało, ale spokojnie Luke nie jest taki xd)
-Dzięki.
Przybiliśmy piątkę i Luke skierował się do gabinetu. Oparłem głowę o ścianę. Nie jest źle jak na pierwszy dzień. Ale zostawienie Kanady i przeprowadzka do Seattle nie należało do listy "Fajnych rzeczy do zrobienia" .
-Przepraszam?
Spojrzałem na osobę, która najwidoczniej zwracała się do mnie. Przede mną stałą dziewczyna. Niższa ode mnie, ale nie tak niska jak Demetria. Zaraz dlaczego właśnie porównałem ją do Demi ?
Miała długie czarne włosy i tak niebieskie oczy, że można byłoby patrzeć w nie godzinami. Miała na sobie zwiewną koronkową sukienkę.
-Coś nie tak ?
-Nie nic. Chciałam się przywitać. Jestem Ashley.
Czy to nie o Ashley wspomniała mi na angielskim...znów Demetria.
-Justin.
Podałem jej rękę i lekko ścisnąłem jej dłoń. Miała krótkie paznokcie pomalowane w jakiś jasny odcień różu. Demi miała długie paznokcie.
Ok, Justin ogarnij się.
Za chwilę podeszła do nas kolejna dziewczyna. Typowy męski typ. Miała długie zgrabne nogi, blond włosy, które prawie sięgały jej do pasa. Intensywnie zielone oczy. Szorty z wysokim stanem idealnie podkreślały jej kształty.
-Justin, tak ? Jestem Elena.
Słyszeliście te bujdy o głosie syrenki, która tym właśnie uwodziła marynarzy na morzu, prawda? Tak właśnie zabrzmiał głos Eleny w moich uszach. Nieświadomie posłałem jej "ten uwodzicielski uśmiech". Odwzajemniła się tym samym. Również ścisnąłem jej dłoń jak wcześniej jej koleżanki, która teraz patrzyła na nas jak na idiotów. W sumie byliśmy zapatrzeni w siebie nawzajem jak w jakieś dzieło sztuki.
-Więc, Justin...skąd jesteś ? - zapytała Ashley co sprawiło, że oderwałem wzrok od Eleny.
-Kanada.
-Mam rodzinę w Kanadzie. Hokej, syrop klonowy no i przystojni Kanadyjczycy. Znam te klimaty - odezwała się Elena. Z każdym jej kolejnym słowem zdawała się być bardziej perfekcyjna.
***
Mama była w pracy więc na jedyne szczęście jakie powinnam liczyć to to, że Lilly, albo nie zorientuje się, że wyszłam ze szkoły, albo się nie wygada co równało się z zerem. Ale nie mogłam już znieść towarzystwa tego chłopaka. nie twierdzę, że był wkurzający. Może i nawet go polubiłam. Sama nie wiem. Po prostu wolałam być sama. Towarzystwo Justina mi niby nie przeszkadzało tak bardzo, ale to dla mnie nowość. Większość ludzi odwraca się kiedy mnie widzi i nie jestem dziewczyną z jego świata. On pewnie już jutro o mnie zapomni, pozna masę kumpli i dziewczyn, a jedynym jego zmartwieniem będzie fakt, że musi siedzieć ze mną w ławce.
Weszłam do domu i od razu pokierowałam się do mojego pokoju. Bolała mnie głowa. W sumie nic nie jadłam. Ale i tak nie odczuwałam wielkiego głodu więc nie widzę potrzeby pakowania w siebie czegokolwiek. I tak nigdy nie widziałam takiej potrzeby. Mniejsza z tym. Zasnęłam strasznie późno i przebudzałam się w nocy. Włączyłam dźwięki w telefonie i sekundę później byłam już w łóżku.

-Demi!
Dlaczego to zło musiało już wrócić ? 
Dlaczego właśnie wparowało do mojego pokoju ?
Odgarnęłam włosy z twarzy i lekko się podniosłam.
-Znów się zerwałaś z lekcji, myślałaś, że nie zauważę ?
-Powiedzmy. Lilly uspokój się nie jesteś naszą matką.
Chociaż była chyba mniejszą wersją mamy.
-Mogłabyś nie mówić o tym mamie ?
-A co niby z tego będę  mieć ?
-A co będziesz miała z tego jak jej powiesz ? Wiesz jaką mi zrobi awanturę, a wtedy ma też pretensje do ciebie.
-No nie wiem.
Zapomniałam, że to czyste zło ma satysfakcje z każdej kolejnej awantury między mną, a naszą rodzicielką.
-Mamy nie ma przez weekend pozwolę ci zrobić imprezę - Lilly od razu podskoczyła i klasnęła w dłonie - Ale ma mi się tu nie zlecieć cała okolica, nie ma wchodzenia do mojego pokoju, a jeśli mama się dwie czegoś od ciebie to z przyjemnością opowiem jej imprezę ze szczegółami.
-No dobra.
Już się kierowała do drzwi co mnie bardzo ucieszyło, ale jednak jeszcze się odwróciła.
-Dzięki siostra.
-Spoko. Zaraz zejdę na dół i zrobie obiad, ok ?
-Nie spiesz się.
To dobrze, bo nie miałam na to ochoty. Lilly była tylko rok młodsza i nie widzę sensu ciągłego niańczenia jej. Ani ja tego nie lubię ani moja siostra.
Wyszłam spod ciepłego koca czego pożałowałam bo w domu było dość zimno. Mój strój wyglądał już okropnie więc szybko ubrałam dresy i zeszłam na dół, gdzie zastałam Lilly z jej przyjaciółkami. Poczułam ich spojrzenia na sobie. Z racji tego, że są pierwszakami to chcą być "fajne" czyli tak jak ludzie z "mojego otoczenia" wiedziały, że ja to ta, z której robimy sobie żarty, bo nie wygląda jak uczestniczka Top Model tylko wygląda jak słoń. Ale powstrzymywały się teraz, bo pewnie wyrzuciłabym je z naszego domu.
- Zamówić wam może pizze ? - zapytałam stwierdzając, że zrobienie obiadu nie wchodziło w grę, a że koleżanki Lil sąu nas to nie możemy zjeść na mieście.
-Może być
Usłyszałam za sobą głos mojej siostry.
-Hej Demi, tak ? Słuchaj dzięki, że pozwoliłaś Lilly zrobić tą imprezę. Chciałabym, żeby moja siostra była taka.
Odwróciłam się i przy stole stała Jenna - jedna ze świty mojej siostry.
-Spoko. Jestem tyko o rok starsza więc nic szczególnego.
-Dziewczyny wiem kogo koniecznie musimy zaprosić na imprezę!
Ja i Jenna spojrzałyśmy w stronę pozostałej dwójki.
-Myślicie o tym o kim ja myślę ? - to było pewnie pytanie retoryczne, bo całej trójce rozbłysły się oczy. Może one mają jakoś połączone mózgi ?
-No pewnie! Demi widziałam, że gadałaś dziś z tym nowym Justinem może zaprosisz go na imprezę.
Totalnie wmurowało mnie w ziemię. Tylko nie on.
-To twoja impreza mnie w to nie mieszaj. Z resztą myślałam, że zaprosisz ludzi z waszego rocznika.
-No, ale Justin to takie ciacho. Powiemy mu, żeby wziął kogoś ze sobą i zaprosimy parę miłych osób z drugich klas.
-Genialny pomysł - pisnęła Emma. Czasem myślę, że ma tylko jedną  połowę mózgu.
-Idę zamówić to pizzę.
***
-Myślałaś, że się nie dowiem mała zdziro!
Krzyk mamy roznosił się po całym domu. Nie dowiedziała się od Lil tylko od Lawson, która do niej zadzwoniła. 
-To był twój ostatni raz. Jesteś nikim, masz beznadziejne oceny, beznadziejnie wyglądasz. Nie dziwię się, że nawet nie masz ani jednej koleżanki.
Wlepiałam wzrok w podłogę i próbowałam powstrzymać łzy. Z jej ust wylatywały to kolejne wyzwiska.
-Ciagle mnie okłamujesz, jesteś dokładnie taka jak twój popierdolony tatuś. Może też zaczniesz chlać jak on ? Jak ci tu tak źle to znajdź go sobie i możesz do niego wypierdalać.
Zaczęła mną szarpać, a ja byłam tak bliska płaczu, że jedyne czego potrzebowałam to w końcu znaleźć się w łazience.
Kiedy tak po prostu wyszła z salonu pobiegłam do mojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Osunęłam się po nich i się rozpłakałam. Jak zawsze. Od rozwodu rodziców między mną a matką nie było dobrze. Chciała, aby jej córki zawsze były najładniejsze i najlepsze w klasie co jak widać jej nie wyszło. Nigdy głośno nie płakałam. Nie chciałam, aby słyszała. Kiedyś gdy wyszłam zapłkana z pokoju po awanturze to zapytała się "Co mi niby teraz jest?"
Wszyscy mnie nienawidzili. Cała rodzina. Ojciec o mnie zapomniał, dla matki nigdy nie będę wystarczająco dobra, a ludziom ze szkoły...nawet nie wiem co im takiego zrobiłam, że mnie nienawidzą.
Poszłam do łazienki zrobić coś co ostatnio było dla mnie rutyną.
***
Dźwięk mojego budzika był już taki irytujący, ze musiałam nareszcie wstać.
Piątek.
 Nareszcie wolne od ludzi. Omijając tylko dzisiejszy wieczór, czyli imprezę Lilly. Nadal ją urządza, bo ona się nie wygadała. Nawet wspomniała, że jej przykro. Wiedziałam, że to moja wina. Każda awantura była moją winą.
Dodatkowo mój kolega z ławki nadal nie odpuszczał i coraz mniej miałam ochotę na przebywanie w jego towarzystwie.
Weszłam pod prysznic i puściłam sobie dość gorącą wodę. Czego pożałowałam, bo rany na udzie jeszcze mnie szczypały. Wyszłam po dziesięciu minutach. Pokręciłam włosy i ubrałam się. Nie miałam ochoty na makijaż,  ale miałam podkrążone oczy i pan wszystko wiedzący Justin zadawałby milion pytań.
Na moje szczęście Justina dziś nie było. Dzień zleciał mi w ekspresowym tempie, bo za chwilę znów byłam w domu. Lilly kończyła wcześniej więc kiedy weszłam, ta już rozstawiała różne smakołyki.
-O której imprez?
-O szóstej.
-Jest czwarta. Daj pomogę ci.
Zaczęłam wyjmować z szafki wcześniej zakupione czerwone plastikowe kubki, napoje, chipsy i wszystko inne czego szesnastolatki potrzebują na imprezach. Odsunęłyśmy w salonie kanapy tak, aby ci napaleńcy mieli jak tańczyć. Kiedy Lil poszła się szykować, ja pochowałam rzeczy które łatwo było zepsuć lub, za które moja matka by zabiła.
Dzwonek do drzwi.
Otworzyłam i zastałam tam świtę mojej siostry. Wpuściłam je do środka, a one od razu pokierowały się do jej pokoju.
Z tym wzrokiem "i tak jesteśmy lepsze od ciebie".
Było już około ósmej. Od czasu do czasu tylko sprawdzałam co się tam dzieje, a i tak siedziałam w swoim pokoju. Kojarzyłam niektóre osoby, ale nie znałam niczyjego imienia.
Trochę zazdrościłam Lilly, pewnie fajnie jest mieć pełno przyjaciół, imprezować i samo posiadanie kogoś kto zawsze jest przy tobie też jest fajne.
Mam Sophie, ale i tak w życiu jej nie powiem jaka jest prawda. Ona ma wszystko czego by zapragnęła. Nie zrozumiałaby dlaczego tak ze mną jest, a nie inaczej.
Nie zorientowałam się, że płakałam. I tak często to robię.
Pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. Jakim cudem ich nie zamknęłam na klucz.
-Można ?
Usłyszałam za sobą znany mi głos, który w pewien sposób mnie uspokoił. Niby nie chciałam jego towarzystwa i ciągle starałam się go unikać, ale on chciałby mnie poznać, a ja bym go tylko okłamała.
Odwróciłam się w stronę drzwi, wytarłam łzy z policzków i poprawiłam sweter. Patrzył się na mnie...z politowaniem ?
-Hej Dems co jest ?
Uklęknął przede mną i na mnie spojrzał. Unikałam jego wzroku, ale coś zmuszało mnie do spojrzenia w jego czekoladowe oczy.
Zobaczyłam w nich troskę ? Nie wiem. W sumie nikt się tak na mnie nie patrzył. Nikomu przecież na mnie nie zależało. Nie wiem jak to jest.
-Demi nie płacz proszę.
Złapał moje dłonie na co się lekko wzdrygnęłam. Moje były lodowate, a jego ciepłe. nie jestem przyzwyczajona do czyjegoś dotyku.
-Idź sobie - powiedziałam to niesłyszalnie. Nie chciałam, żeby pomyślał, że poczułam się trochę lepiej. Co było prawdą. Tylko jakim cudem ? Przecież Justin tylko tu jest i nie robi nic szczególnego.
-Dlaczego znów mnie olewasz, co? Może znamy się jakiś tydzień, a nawet krócej, ale serio chciałem cie lepiej poznać. Nie wyjdę stąd dopóki nie przestaniesz płakać i nie poczujesz się lepiej. Nie oczekuje, że coś mi powiesz. Pewnie marzysz, żebym stąd wyszedł jak zawsze, ale nienawidzę jak dziewczyna płaczę. To mi łamie serce Dems. Dlatego możesz nawet zacząć mnie bić, wyzywać, krzyczeć- ja i tak stąd nie wyjdę.
Na mojej twarzy pojawił się...pół uśmiech. Nie wiem co to było. Justin myślał, że może zbawić cały świat. Ale tak nie było.
Usiadł obok mnie i niepewnie objął ramieniem. W pierwszej sekundzie miałam się wyrywać, ale poczułam to wsparcie, którego mi brakowało i pozwoliłam Justinowi, aby przytulił mnie mocniej.
***
Ding, ding,ding! Rozdział chyba dłuższy, co ?
Sprawa numer jeden.
Pod tym postem zbieram informowanych oficjalnie więc zostawiajcie swoje nicki z twittera jeszcze raz jak możecie (przepraszam jeśli to dla was kłopot)
Sprawa numer dwa.
Informuję tylko i wyłącznie przez twittera. Nie na gg czy czymś innym. Przepraszam, ale nie używam tego komunikatora za często i zapewne bym nie pamiętała.
Sprawa numer trzy.
Nie pytajcie, nie wiem kiedy następny rozdział.
Nie bójcie się sprawy nie potoczą się szybko.
Jeśli macie pytania to zapraszam na mój ask. Jest w zakładkach.
Jeśli macie bloga, zostawiajcie mi linki. Czytam wszystko co mi podrzucicie i możliwe. Tu też pojawi się zakładka polecanych jak na RBMS :)
Uzupełniłam bohaterów więc tam również zapraszam. 
Wielkie dzięki za 10 komentarzy pod pierwszym rozdziałem. Mam nadzieje, że mnie nie zostawicie.
Kocham Was .