Siedzieliśmy wszyscy przy stole i świętowaliśmy imieniny dziadka. Oczywiście nie obyło się bez alkoholu.
Czyli ja prowadzę w drodze powrotnej.
Babcia donosiła to kolejne dania, na które szczerze nie mogłam nawet patrzeć.No dobra może bardziej nie mogłam patrzeć na siebie.
-Zjedz coś- syknęła mama.Wcale nie miałam ochoty na jedzenie czegokolwiek.
-Nie jestem głodna- lekko odsunęłam talerz od siebie na znak "protestu".
-Oh kochanie nie musisz się wcale głodzić, żeby w końcu schudnąć-wtrąciła Caroline. Tego było za wiele- Znam świetne ćwiczenia. Podeślę ci. A co powiesz na pilates?
Jakby wytykanie w szkole, że nie wyglądam jak jakaś modelka prosto z Vogue'a mi nie starczało. Rodzina też musi mnie dobić. Wszyscy muszą mnie dobić. Bo nie jestem taka jak cały ten świat. Wyidealizowana.
Nie zorientowałam się, że w jednej chwili pochłonęłam cała porcję z mojego talerza.
***
Jadłam dopóki nie poczułam, że sukienka zaczęła mnie uciskać. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do łazienki. Zrobiło mi się gorąco więc zdjęłam marynarkę i rzuciłam gdzieś na bok. Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Czułam do siebie wstręt. Jakbym nagle przytyła dzisiejszego wieczoru kolejne parę kilo.
Chwila zastanowienia.
Ale i tak było wiadome, że to się stanie.
Upewniłam się, że drzwi są zamknięte i pochyliłam się nad umywalką gwałtownie wpychając sobie dwa palce do gardła.
***
Niecierpliwie odliczałam kilometry dzielące nas od domu. Po incydencie w łazience jeszcze gorzej czułam się w towarzystwie kogokolwiek. Mama siedziała na miejscu pasażera, a Lil siedziała na tylnym siedzeniu jak zwykle z słuchawkami w uszach.
-Dlaczego nie możesz być taka jak Caroline?
Zaczęła moja rodzicielka jak tyko weszłyśmy do domu. Lilly od razu pokierowała się do swojego pokoju, aby uniknąć tej rozmowy.
-Jest pogodna,rodzinna i dobrze się uczy. Wiesz, że dostała stypendium ? Świetna dziewczyna...- lekko westchnęła siadając na kanapie- Mogłabyś chociaż wypełniać dobrze twój jeden zasrany obowiązek w życiu jakim jest nauka. I tak nigdy nigdzie z nikim nie wychodzisz. Więc mogłabyś się przyłożyć.
-Skończyłaś? - syknęłam powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
-Taaa...idź spać, bo nie wstaniesz znów.
Weszłam do pokoju i osunęłam się pod drzwi wlepiając wzrok w sufit.
Tak będzie już zawsze, prawda?
Zawsze będą się śmiać.
Zawsze będą wytykać mnie palcami.
Nigdy nie będę wystarczająco dobra dla mamy.
Dla nikogo.
Od samego początku byłam na przegranej pozycji i już dawno nie mam o co walczyć. To wszystko straciło sens. Jakiekolwiek starania. Nie jest warto próbować. Nigdy nie będzie lepiej.
Wszyscy inni w moim wieku większość wolnego czasu spędzają z przyjaciółmi.
A ja?
Ja mam jedną przyjaciółkę, której nie ufam do końca. Nie mam odwagi. Nie potrafię nikomu zaufać.
Nigdy nawet nie miałam chłopaka.
Jestem beznadziejna w każdej dziedzinie.
Jestem gruba.
Nie wiem jak to jest jak ktoś cię kocha. Mama tego nie okazywałą. Jeśli w ogóle mnie kochała. Z pamięci ojca zniknęłam w dniu ich rozwodu. Siostra ma swój własny świat. Sophie...chyba nie łączy mnie z nią ta wiecie cała siostrzana więź, BFF i te sprawy.
Nienawidziłam każdej części siebie. Każdego milimetra mnie.
Nie wiem czy myślałam dziś racjonalnie.
Nie, raczej nie.
W jednej chwili sięgnęłam po To.
W następnej już czułam "kojący ból" dzięki, któremu na chwilę zapomniałam o tym co siedzi w mojej głowie. Ból na przedramieniu zagłuszył wszystkie złe myśli.
Teraz nie czułam już nic.
(tu już wyłączcie, koniec klimatów i tych spraw)
***
-Demi wstawaj!
W głowie rozbrzmiał mi głos mamy. Otworzyłam lekko oczy i popatrzyłam na rękę przywołując wydarzenia z dzisiejszej nocy. Czułam jakby moje plecy wrosły się w drzwi. Próba wstania okazała się dla nich dość bolesna i na dodatek zakręciło mi się w głowie.
-Demetria Devonne Lovato wstawaj natychmiast !
-Przecież wstałam- syknęłam wystarczająco głośno, aby ta usłyszała. Zrzuciłam z siebie sukienkę i poszłam wziąć prysznic, który sprawił, że poczułam się trochę lepiej. Ale tylko minimalnie. Wysuszyłam włosy i spięłam je z tyłu pozwalając niektórym falowanym kosmykom "wisieć" wzdłuż mojej twarzy.
Pukanie do drzwi.
-Tak?
-Demi to ja Lilly. Mama mówi, że masz zejść na śniadanie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mojej siostry już nie było za drzwiami. Oczyściłam ranę na ręce i szybko założyłam na siebie czarne spodnie i szary sweter z długim rękawem. Nie miałam ochoty teraz jeszcze szykować ubrań do szkoły. Na makijaż też nie. I tak już gorzej być nie może.
Jeśli była we mnie jakaś bardzo malutka cząstka radości to zniknęła w momencie kiedy znalazłam się w kuchni.
Czułam, że działam automatycznie.
W jednej chwili kłóciłam się z mamą o to, że nie miałam zamiaru jeść śniadania. W następnej siedziałam już obok niej w samochodzie i byłam w drodze do szkoły.
Jedyna dobra strona tego, że idę do szkoły to fakt, że pół dnia nie muszę znosić jej przez pół dnia.
Jak zawsze skierowałam się prosto do klasy. W wejściu minęłam Justina i Elenę, którzy byli...dość blisko. Pan Zbawiający Cały Świat udał, że mnie nie widzi. Ale czy nie tego właśnie chciałam?
Oczywiście moje Wewnętrzne Ja żywiące jakieś dziwne nieznane mi uczucie do pana Biebera mówiło
IDŹ DO NIEGO. IDŹ DO NIEGO.
Minęłam ławkę Rogera i usiadłam na swoim miejscu. Rutyna.
Kilka minut przed dzwonkiem pojawiła się jak podejrzewam nowa sensacja szkolna. Elena i Justin kiedy ten jest w szkole od tygodnia. Nic nowego. Zawsze miała to czego chciała.
Suka - pomyślało moje wewnętrzne Ja.
Kiedy Justin zajął swoje miejsce czyli TO miejsce obok mnie poczułam się spokojniejsza.Jakby część nienawiści do świata i samej siebie, gdzieś się ulotniła i postanowiła pójść na spacer.
Obiecuję tu i teraz, że jeśli kiedykolwiek rozgryzę jakim cudem to się dzieje, ze kiedy jest przy mnie wszystko wydaję się lepsze to nigdy więcej nie powiem złego słowa na własną matkę.
Mój kolega z ławki nie uraczył mnie nawet zwykłym Cześć.
Sama tego chciałaś, głupia.
Czy można wyłączyć jakoś moje wewnętrzne Ja?
Naciągnęłam rękawy swetra na dłonie i lekko osunęłam się na krzesełku.Jakby Justin miał mieć jakąś super moc i widział przez materiał co mam na ręce. Na samą myśl lekko zaszkliły mi się oczy.
Czułam jego wzrok na sobie. Spojrzałam kątem oka na Jusa i znów poczułam ten dziwny spokój. Przysunęłam się bliżej ściany. jakbym chciała zachować dystans między nami. Moje wewnętrzne Ja widać się na mnie obraziło. Przestało się odzywać i podziwiało swój obiekt westchnień z daleka.
***
Działam automatycznie- to chyba za słabe określenie na to jak dziś funkcjonuje. Nie zwracałam uwagi na nic. Kończyłam właśnie pisać pracę dla Lawson. Nienawidziłam tej kobiety. Ona nie ma chyba swojego życia.
-Jutro pracuję do późna, a Lilly idzie do dziewczyn robić jakiś projekt po szkole więc odbierz ją po szóstej od Emmy i masz zrobić obiad. Ja wrócę koło jedenastej, zrozumiano?
Kiwnęłam tylko głową nawet nie patrząc na mamę, która stałą w drzwiach.
-Tylko napewno.
-Ok.
Kiedy opuściła mój pokój ja skończyłam moją pracę.
Padłam zmęczona na łóżko. W nocy spałam może jakieś dwie godziny. Góra trzy.
Poszłam do łazienki, żeby sprawdzić co z moją ręką. Kiedy dotykałam rany jeszcze trochę szczypała.
Przemyłam twarz zimną wodą i przez ułamek sekundy spojrzałam na siebie w lustrze. Nie lubiłam tego widoku więc szybko zrezygnowałam i wróciłam do pokoju.
Mama zabrała mi laptopa w obawie mojego siedzenia do późna. Spakowałam książki na jutro i położyłam się do łóżka. I w sumie nie miałam już nic do roboty.
Włożyłam słuchawki do uszu i pozwoliłam, aby Chris Martin i reszta Coldplay zagrała mi do snu.
Wiedziałam, że mimo zmęczenia i tak nie uda mi się szybko zasnąć.
***
Rano prawie zaspałam do szkoły. Udało mi się jednak szybko ubrać i związać włosy w jakiegoś ledwo trzymającego się kupy warkocza. Jechałam tak szybko, że w klasie znalazłam się dosłownie kilka sekund przed nauczycielem od matmy.
Dzień miał być taki jak zwykle. Nawet moje Wewnętrzne Ja się nie odzywało. Tak samo jak Justin. Sama już nie wiedziałam czy było mi przykro z tego powodu. łapałam go na tym, że mi się przygląda. Nawet nie odwracał wzroku kiedy też uraczyłam go krótkim spojrzeniem. Ale się nie uśmiechnął ani razu. A on zawsze się uśmiechał.
Kiedy szłam na moje stałe miejsce, gdzie spędzałam długą przerwę, zauważyłam wielkie koło zataczające się wokół dwójki chłopców. Nie wiedziałam kto to przez cały ten tłum więc miałam zamiar to ominąć. No właśnie miałam zamiar.
-Nie masz prawa tak mówić o Demi.
To przykuło moją uwagę. Zaczęłam przepychać się przez ludzi. Dobrze wiedziałam kogo zaraz zobaczę. Bójka trwała w najlepsze, a ludzie tylko dopingowali to jakiegoś chłopaka, a to Justina.
Idioci.
Zamiast ich od siebie odciągnąć to cieszą się z tego jak dzieci.
Elena próbowała podejść do Jusa i go uspokoić. Chłopaki z drużyny koszykarskiej zaczęli odciągać przeciwnika Bieber'a.
-Nigdy więcej nie waż się tak o niej powiedzieć zrozumiałeś?
Krzyki Justina pewnie było słychać wszędzie. Ten cały Luke próbował go odciągać, ale on się wyrywał. Jego oczy były ciemne i wyglądał jakby był gotowy zabić tego gościa. Jego przeciwnik wymierzył mu cios w żołądek na co zgiął się w pół. Nie mogłam na to patrzeć.
-Ej Justin już spokojnie- stanęłam przed chłopakiem, który był już gotowy wymierzyć kolejny cios. Podtrzymałam go za ramiona- Justin spójrz na mnie.
Lekko podniósł głowę i spojrzał prosto w moje oczy.
Tak zgadliście moje Wewnętrzne Ja było w ekstazie.
Tłum zaczął się rozchodzić. na całe szczęście. Do tego publika nie była nam potrzebna. Biebs ledwo się trzymał na nogach.
-Co się tu stało?
Obok stali Luke i Elena, ale nikt z całej trójki mi nie odpowiedział. Justin ciągle na mnie patrzył. Jego kumpel podszedł do nas.
-Stary chodź do pielęgniarki - chciał go dotknąć, ale ten szybko się odsunął.
-Nie dotykaj mnie.
-Justin daj spokój- wtrąciła się już Elena.
-Odpierdolcie się ode mnie wszyscy!
Po tych słowach Justin poszedł w tylko sobie znanym kierunku. Świetnie. Nie było mi nawet dane dowiedzieć się o co w ogóle tu chodziło.
-To twoja wina- Elena lekko mnie szarpnęła. Nie zwróciłam na to uwagi.
Jak już mówiłam nie wiem jak to działa, ale jedyne na czym mogłam się skupić to Justin. I to, że nie mogę go teraz zostawić samego. Poszłam za nim nie zwracając uwagi na tamtą dwójkę.
Kiedy kilka metrów przede mną zauważyłam chłopaka siedzącego na trawie, jak zawsze byłam o wiele spokojniejsza. Zbliżałam się do niego bardzo powoli. Zły Justin jakoś mi się nie spodobał.
-Przyszłaś mnie uspokoić jak tamta dwója idiotów?
Czyli wie, że to ja. Może to dziwne coś między nami działa też w drugą stronę.
-Nie mam zamiaru cię uspokajać. Patrząc na ciebie to i tak nie byłabym w stanie.
Usiadłam obok niego po turecku zarzucając warkocza na lewę ramię. Bawiłam się końcówkami moich włosów. Postanowiłam nic nie mówić.
-Dziękuje.
Kiedy to usłyszałam, gwałtownie spojrzałam na chłopaka.
-Za co niby?
-Za to, że nie pieprzyłaś bez sensu o tym, że mam się uspokoić. Z resztą i tak jakimś dziwnym sposobem to się stało. Odkąd tu siedzisz.
Aha, to działa w dwie strony.
-Justin co się tam wydarzyło?
Wlepił swój wzrok przed siebie i zaczął ciężko oddychać.
-Ten idiota się z ciebie śmiał.
-I co z tego?
-Nie ma prawa nic o tobie mówić. Nawet cię nie zna. Nikt nie ma prawa mówić na ciebie nic złego.
-Justin nie powinieneś tego robić. Tutaj to norma. Nie ma się czym przejmować.
-Jak to nie? Gdybym wiedział jak cię tu traktują to bym nie odpuścił wtedy w sobotę.
-Tak działą społeczeństwo. Muszą mieć jakąś zabawkę .
Powiedziałam to prawie szeptem i chyba bardziej do siebie niż do niego.
-Demi nikt nie zasługuje na takie traktowanie. Szczególnie ty.
Spuściłam głowę, aby ukryć łzę spływającą mi po policzku.
-Widzisz znowu płaczesz.
Nigdy jeszcze nikt mi nie powiedział, że nie zasługuje na to co mnie spotyka.
Jus się do mnie przysunął i lekko objął.
-Daj sobie pomóc.
-Ale nie...
-Nie chcę słyszeć żadnego "ale".
-Teraz to ty potrzebujesz pomocy, bo krwawisz. Skoro nie chcesz iść do pielęgniarki to pojedziemy do mnie i cię opatrzymy.
-Kiedy chłopak broni dziewczynę ta zazwyczaj mówi dziękuje i tyle.
-Ty nawet nie licz na przeprosiny. bo to co zrobiłeś to największa głupota na świecie- powiedziałam wstając.
-Nie ma za co.
Dojechaliśmy do mojego domu bez słowa. Justin mimo oporów musiał pozwolić mi prowadzić jego ukochaną zabawkę.
-Usiądź tu ja pójdę po apteczkę - powiedziałam wskazując na krzesło przy blacie w kuchni. Jak wróciłam Justin siedział na wskazanym miejscu.
Namoczyłam gazę wodę utlenioną i lekko przykładałam ją do rozciętej brwi Justina. Musiałam zrobić to samo z jego wargą co było dość krępujące, bo nasze twarze były niesamowicie blisko.
-Pielęgniarka pewnie nie byłaby taka delikatna jak ty- lekko się zaśmiał przyglądając mi się kiedy oczyszczałam jego ranę na wardze.
-Nie gadaj tyle teraz.
-Oczywiście pani doktor.
Lekko się uśmiechnęłam.
Kiedy skończyłam wyrzuciłam zużyte gaziki i schowałam apteczkę na miejsce.
-Co on takiego powiedział, że musiało dojść do bójki?
-Nie powiem ci.
-Justin! - tupnęłam nogą oburzona tym faktem.
-Nie chcę, żebyś słyszała takie rzeczy.
-To żadna nowość.
-Przy mnie nigdy nie usłyszysz już żadnych przykrości.
-I co pozabijasz ich wszystkich?
-Jeśli będzie trzeba.
-Nawet tak nie mów.
-Jesteś strasznie uparta- powiedział bawiąc się falbanką od mojej bluzki.
-Mam swoje powody.
Justin spojrzał na mnie. Jego oczy mógłby sprawić, że powiedziałabym mu wszystko. Tu i teraz.
-Powiesz mi jakie?
-Może kiedyś- wzruszyłam ramionami i lekko się odsunęłam.
-No dobra.
Cieszyłam się, że jednak potrafił odpuścić. Przeszliśmy do salonu, gdzie rozsiedliśmy się na kanapie.
-Wracamy na lekcje?- zapytał kiedy włączałam telewizor.
-Nie?
-Ok.
Oglądaliśmy jakieś dziwne programy w ciszy. Do pewnego czasu. Ten to się nigdy nie zamyka.
-Wiesz mimo, że starałem się wczoraj odpuścić jak chciałaś i się nie odzywać to i tak widziałem, że coś jest nie tak.
O nie, nie, nie.
-Justin wiesz, że i tak ci nie powiem...
-Wiem. Ale nie było dobrze prawda?
-Nie- odpowiedziałam krótko. Znów nastąpiła chwila ciszy.
-Chcę abyś wiedziała, że jeśli czegoś potrzebujesz możesz mi powiedzieć. Nawet nie mówiąc co ci jest i tak napisz czy coś, abym był przy tobie.
-Czyli, że jak mam zły humor mam dzwonić do ciebie, a ty przylecisz jak na skrzydłach?
-Właśnie tak.Tylko napisz zwykłego sms-a , ja rzucam wszystko i jestem przy tobie.
-Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz spełnić.
-Demi obiecuję ci to, że ci pomogę. Czy tego chcesz czy nie.
-Obietnica na mały palec?
Złączyliśmy razem nasze małe palce i wróciliśmy do oglądania telewizji.
Czy to znaczy, że teraz mam kogoś przy sobie?
***
No musiał być rozdział, musiał.
No musiał być rozdział, musiał.
Całą niedzielę się na to zbierałam i dałam radę. Mimo, ze jest 2.36
Ale to nic, że mam na 8 do szkoły. Trzeba Was zadowolić, prawda?
Czy Demi nareszcie zaufa Juju i mu opowie co się serio dzieje? Nie wiem.
Tego nawet "Wewnętrzne Ja" Demi nie wie.
Co do rozdziału to nie wiem co mam sama o nim sądzić. Mógł być lepszy w sumie.
Dziękuje za juz ponad tysiąc wejść i 27 komentarzy, a to dopiero były trzy rozdziały.
CZYTACIE=KOMENTUJECIE
przepraszam za błędy.